Czerwony szlam, zawierający żrący ług i metale ciężkie, na dziesiątki lat zamieni zalane tereny w pustynię, właściwie bez żadnego życia - ostrzegają specjaliści. Węgry walczą z największą katastrofą ekologiczną w historii. Wiadomo, że nie żyje pięć osób, a ponad sto jest poparzonych. Władze przyznają, że ofiar wycieku z fabryki aluminium może być dużo więcej. Reporter RMF FM dotarł na miejsce katastrofy.

Około miliona metrów sześciennych toksycznej substancji wyciekło ze zbiornika w fabryce aluminium w Ajka. Czerwona maź zalała już kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych terenu. W trzech województwach ogłoszono stan wyjątkowy.

Właściwie cały czas powinienem mówić i oddychać przez specjalną maskę chroniącą drogi oddechowe - relacjonuje reporter RMF FM Maciej Pałahicki, który dotarł na miejsce katastrofy. Tak trujący jest ten czerwony szlam, który zalał już cztery miejscowości.

Aby zdać sobie sprawę z tego, co stało się na Węgrzech, trzeba wyobrazić sobie czterdzieści pełnowymiarowych boisk piłkarskich do wysokości jednego metra zalanych substancją, podobną do tej, jakiej używamy do przetykania zatkanych rur.

Żrący ług, silnie zasadowy powoduje bardzo poważne oparzenia. Zdaniem specjalistów gorsze nawet od poparzeń kwasem. Pięć osób już nie żyje, kolejnych sześć uważa się za zaginione, sto dwadzieścia jest rannych.