Największe amerykańskie miasta chcą nowych przepisów, które pozwolą karać lub odholowywać samochody dyplomatów. Wszystko dlatego, że kierowcy limuzyn, które należą do ambasad i konsulatów czują się zupełnie bezkarni.

W Nowym Jorku zaległości sięgają lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Tylko w tym mieście placówki dyplomatyczne winne są departamentowi finansów 17 milionów dolarów za parkowanie.

Wśród największych dłużników są ambasady Indonezji, Nigerii i Egiptu. Pracownicy departamentu transportu wskazuję, że kierowcy takich pojazdów na ulicach robią, co tylko chcą. Z powodu immunitetu nic nie można im zrobić, poza wypisaniem kolejnego mandatu, który i tak ląduje w koszu.

Urzędnicy chcą nowego prawa, które pozwalałoby dłużnikom nie przedłużać dowodów rejestracyjnych i odbierać charakterystyczne niebieskie tablice.

Takie problemy mają wszystkie amerykańskie miasta, na terenie których znajdują się placówki dyplomatyczne. Wszystko wskazuje jednak na to, nasi dyplomaci nie łamią przepisów lub natychmiast płacą mandaty, bo w informacji departamentu finansów o Polsce nie ma mowy.