Prawie tysiąc urzędników manifestowało w hallu głównym Rady Unii Europejskiej w Brukseli. Domagali się podwyżek płac. Kilkadziesiąt tysięcy pracowników unijnych instytucji powinno w tym roku otrzymać pensje powiększone o prawie cztery procent. Plany spaliły na panewce z powodu kryzysu gospodarczego.

Urzędnicy są zdeterminowani, ale na razie wiele krajów jest przeciwnych wzrostowi unijnych płac. Podczas szczytu Unii Europejskiej w Brukseli premier Donald Tusk wyraził swój stanowczy sprzeciw wobec tym podwyżkom. Polska należy do krajów, które są przeciwne indeksacji - stwierdziła jedna z francuskich urzędniczek.

Pracownicy unijnych instytucji argumentują, że nie chodzi o podwyżkę, a o dostosowanie wynagrodzeń do wskaźników podanych przez biuro statystyczne Eurostat. Pierwszy z tych wskaźników określa, jak od połowy 2008 r. do połowy 2009 r. zmieniły się wynagrodzenia pracowników administracji państwowej w Belgii, Niemczech, Hiszpanii, Francji, Włoszech, Luksemburgu i Wielkiej Brytanii. Drugie kryterium bierze pod uwagę wzrost życia zagranicznych urzędników i dyplomatów w Brukseli.

To właśnie na tej podstawie Komisja Europejska obliczyła podwyżkę w wysokości prawie czterech procent. Prawnicy Rady UE są zdania, że kraje członkowskie powinny respektować wewnątrzunijny regulamin i zatwierdzić podwyżkę. Urzędnicy są pewni swojej wygranej przed Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu.

Wynagrodzenia unijnych urzędników wahają się od 2,5 tys. euro dla sekretarki najniższego szczebla, do 17,7 tys. euro dla dyrektora generalnego.