Niemieckie Zgromadzenie Federalne wybrało nowego prezydenta kraju. Został nim Joachim Gauck. Swoją przemowę rozpoczął słowami: "Co za piękna niedziela!".

W Reichstagu przez ponad godzinę swoje głosy oddawali członkowie parlamentu i delegaci ze wszystkich niemieckich landów. W sumie to ponad tysiąc dwieście osób. Niemcy nie wybierają bowiem prezydenta w wyborach powszechnych, głosowanie przeprowadza Zgromadzenie Federalne. A właśnie Joachim Gauck cieszył się poparciem największych niemieckich partii. Zdobył też przytłaczającą większość głosów - aż 80 procent - co nie zdarzyło się za naszą zachodnią granicą od lat.

Gauck jest bezpartyjnym liberalnym konserwatystą. Jak sam mówi: Nie jestem czerwony ani zielony, jestem Joachim Gauck. Studiował teologię, był ewangelickim pastorem, opozycjonistą w czasach NRD, szefował urzędowi do spraw akt Stasi, czyli NRD-owskich tajnych służb. To wszystko w połączeniu z bezpartyjnością zapewniło mu teraz polityczny sukces. Gaucka poparła nawet przeciwna mu wcześniej rządząca chadecja.

Na ten sukces nowy prezydent Niemiec musiał jednak długo czekać. Od dawna typowany był na prezydenta - teraz w końcu obejmie to stanowisko, i to przy historycznie szerokim poparciu.

Wulff odchodzi w cieniu afery

W połowie lutego, po zaledwie 20 miesiącach pełnienia urzędu, do dymisji podał się prezydent Christian Wulff. Hanowerska prokuratura wszczęła przeciwko niemu śledztwo w związku z podejrzeniem o przyjmowanie korzyści majątkowych w czasie, kiedy był premierem Dolnej Saksonii. Zarówno śledztwo, jak i ujawnione przez media bliskie związki Wulffa ze światem biznesu mocno nadszarpnęły wizerunek głowy państwa.

Media publikowały kolejne historie o tym, że Wulff chętnie korzystał z zaproszeń do posiadłości zamożnych przedsiębiorców, oferowanych mu rabatów na samochody czy darmowych biletów lotniczych.

W 2007 roku spędził urlop w luksusowym hotelu na wyspie Sylt na zaproszenie producenta filmowego Davida Groenewolda. Land Dolna Saksonia przyznał natomiast Groenewoldowi poręczenia kredytowe, z których ten potem jednak nie skorzystał.

Dodatkowo prezydentowi zarzucono próbę wywierania nacisku na media, bo zadzwonił do redaktora naczelnego "Bilda" i prosił o wstrzymanie publikacji artykułu o korzystnym kredycie.