Były mer Moskwy Jurij Łużkow zaprzeczył, jakoby zamierzał zaskarżyć do sądu decyzję prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa o odwołaniu go ze stanowiska. Poinformował też, że nie będzie kandydować w wyborach prezydenckich w Rosji w 2012 roku.

Deklaracje padły w wywiadzie dla tygodnika "New Times/Nowoje Wremia", który ukaże się w najnowszym wydaniu tego opozycyjnego pisma. Zapowiedź publikacji przekazało w środę radio Echo Moskwy.

Wcześniej deputowany do Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu, Josif Kobzon podał, że były mer złoży zażalenie na prezydenta do Sądu Najwyższego. Jurij Michajłowicz (Łużkow) powiedział mi wczoraj, że poda do sądu (Miedwiediewa). Powiedziałem Łużkowowi, że nie ma to absolutnie sensu, jednak on jest człowiekiem zasad i najprawdopodobniej postawi na swoim - oświadczył Kobzon, znany piosenkarz i bliski przyjaciel Łużkowa, cytowany przez Echo Moskwy i agencję Interfax.

Kobzon, który we wtorek towarzyszył Łużkowowi w pierwszych godzinach po jego dymisji, oznajmił również, że były mer nie wyjedzie z Rosji, nawet jeśli przeciwko niemu lub komuś z jego otoczenia wszczęte zostanie śledztwo.

Miedwiediew odwołał Łużkowa ze stanowiska mera Moskwy we wtorek. Twierdził, że stracił do niego zaufanie. Nie podał szczegółów, ale wiadomo, że Łużkow, ciesząc się przychylnością premiera Władimira Putina, niejednokrotnie krytykował reformy zaordynowane Rosji przez Miedwiediewa.

Tymczasem opozycja demokratyczna od lat oskarżała zarząd Moskwy o korupcję, a samego Łużkowa o lobbowanie na rzecz sektora budowlanego, w tym koncernu Inteko należącego do jego żony Jeleny Baturinej. Pismo "Forbes" szacuje fortunę małżonki Łużkowa na 2,9 mld dolarów.

Łużkow zapowiedział już, że mimo presji, jaka jest na niego wywierana, nie zejdzie ze sceny politycznej. Poświęci się walce o przywrócenie bezpośrednich wyborów mera Moskwy i przywódców pozostałych regionów Federacji Rosyjskiej. Wybory liderów regionów zostały zniesione w 2005 roku z inicjatywy ówczesnego prezydenta Putina.