Dwóch agentów rosyjskich służb specjalnych zostało oskarżonych w Katarze o zabójstwo Zelimchana Jandarbijewa. Były prezydent Czeczenii dwa tygodnie temu zginął w zamachu w stolicy Kataru. Moskwa twierdzi, że nie ma z zabójstwem nic wspólnego.

Obaj mężczyźni – jak przyznał szef rosyjskiej dyplomacji – są pracownikami rosyjskich służb specjalnych. Agentów aresztowano przed tygodniem, jednak Moskwa milczała, prowadząc zakulisowe przetargi. Gdy okazało się, że zamachowców nie uda się wyciągnąć z aresztu, dyplomacja zgłosiła oficjalny protest. Igor Iwanow twierdzi, że ich zatrzymanie było nielegalne, gdyż nie mieli nic oni wspólnego z zabójstwem Jandarbijewa.

Wypełniali zadania o charakterze informacyjno-analitycznym, związane z przeciwdziałaniem międzynarodowemu terroryzmowi - stwierdził oburzony Iwanow. Problem w tym, że Moskwa wszystkich Czeczeńcow walczących o niepodległość nazywa terrorystami.

Moskwa zapewnia, że nie ma nic wspólnego ze śmiercią Jandarbijewa, ale przy okazji twierdzi, że na nią zasłużył ze względu na swoja terrorystyczna działalność.

52-letni Zelimchan Jandarbijew, były prezydent Czeczenii i jeden z głównych liderów czeczeńskich separatystów zginął 13 lutego w stolicy Kataru - mieście Dauha. W jego samochodzie eksplodowała bomba.

Jandarbijew żył od ponad trzech lat na emigracji w Katarze. Był pierwszym czeczeńskim rebeliantem, którego Rosja umieściła na ONZ-owskiej liście ugrupowań i osób podejrzanych o związki terrorystyczną siatką Osamy bin Ladena.

06:50