Przywódca izraelskiej prawicy Ariel Szaron odniósł miażdżące zwycięstwo nad dotychczasowym premierem Ehudem Barakiem we wtorkowych wyborach szefa rządu. Jak wynik wyborów wpłynie na sytuację na Bliskim Wschodzie? Czy Szaron będzie lepszym premierem?

1. Wyniki

2. Dlaczego wcześniejsze wybory?

3. Kandydaci na stanowisko premiera:

Ehud Barak

Ariel Szaron

4. Chronologia działań rządu Baraka

5. Więcej o Izraelu

Nie wyklucza się, że zwycięstwo Szarona może na pewien czas zamrozić bliskowschodni proces pokojowy. Słychać też obawy przed eskalacją napięcia na całym Bliskim Wschodzie. Szaron deklaruje wolę pokoju z Palestyńczykami, ale podkreśla, że musi to być pokój z gwarancjami bezpieczeństwa dla Izraela. W ustępstwach Baraka upatrywał zagrożenia dla tego bezpieczeństwa. Już na kilka dni przed wyborami premiera Izraela, sondaże dawały liderowi prawicy Arielowi Szaronowi przewagę od 16 do 20 punktów nad obecnym premierem Ehudem Barakiem. 72-letni Ariel Szaron zapowiadał nieustannie, że jeśli wygra wybory będzie chciał utworzyć rząd jedności narodowej z Partią Pracy Ehuda Baraka. Jest to zresztą jedyna sprawa, którą Szaron akcentował w kampanii wyborczej. Praktycznie nie wiadomo dokładnie jaki będzie jego program polityczny, gdyż Szron nie zgodził się nawet na konfrontację telewizyjną z Barakiem. Zdaniem ekspertów taktyka ta miała na celu zatuszowanie skrajnych poglądów lidera Likudu chcącego zdobyć też głosy centrowej części elektoratu rozczarowanej rządami Baraka. Zdaniem obserwatorów Szaronowi zależy na utworzeniu wielkiej koalicji, gdyż po wyborze nowego premiera, parlament czyli Kneset pozostanie jednak w starym składzie, a to oznacza, że nie będzie tam nadal ustabilizowanej większości. W tej sytuacji Szaron nie byłby w stanie skutecznie sprawować rządów, podobnie jak w ostatnich miesiącach Ehud Barak. Szaron nie chce też wystawiać się na szantaż mniejszych ugrupowań zwłaszcza religijnych i skrajnych ugrupowań politycznych. Wie, że jego wizerunek nie jest najlepszy za granicą i dlatego chciałby złagodzić ewentualną krytykę włączając do swojego rządu Partię Pracy. Jeśli do tego dojdzie wpływowe stanowisko ministra obrony utrzymałby Ehud Barak o czym Szaron już kilkakrotnie wspominał. Zaś ministrem spraw zagranicznych zostałby prawdopodobnie znany i dosyć popularny na świecie Szimon Peres. Zdaniem obserwatorów taki skład rządu oznaczałby, że Izrael nadal będzie dążył do pokojowego uregulowania konfliktu z Palestyńczykami i unikał będzie eskalacji napięć z krajami arabskimi.

Czy Szaron będzie lepszym premierem?

Niektórzy uważali, że wybór Ariela Szarona na premiera mógłby mieć katastrofalne skutki dla Izraela. Przywódca Autonomii Palestyńskiej Jaser Arafat utrzymuje, że zwycięstwo Szarona może być przyczyną "eskalacji konfliktu. Z nim u władzy nie ma mowy o pokoju" - powiedział. Premier Libanu Rafik Hariri zgadza się z tym, mówiąc, że: "Poglądy Szarona są najlepszą receptą na wojnę". Jego konkurent w wyborach z kolei, premier Barak nazywa pomysły Szarona "receptą na przemoc i upadek". Według badań ponad 40 procent Izraelczyków martwi się, że wybór Szarona mógłby "przyspieszyć ryzyko wojny". Zgadzają się z tym niektórzy zagraniczni analitycy. Te pesymistyczne oceny dotyczą tak jego programu politycznego (planuje nie oddawać więcej terytorium Palestyńczykom) jak i jego przeszłości ("imię Szaron jest synonimem katastrofy" uważa były minister spraw zagranicznych Libanu). Ale jest także inne, bardziej optymistyczne spojrzenie na Szarona jako premiera. Jedno z nich pokazuje go jako osobę, która mogłaby powstrzymać eskalację arabsko-izraelskiego konfliktu raz na zawsze. Według tych, którzy tak uważają, niebezpieczeństwo ogromnego rozlewu krwi bardzo się rozszerzyło od procesu zapoczątkowanego w Oslo w 1993 roku. Wtedy prawie nikt nie martwił się o totalną izraelsko-arabską wojnę. Dzisiaj dotyczy to wszystkich.

Wzrost napięcia arabsko-izraelskiego ma wiele źródeł. Jednym z nich jest arabskie i muzułmańskie pojmowanie osłabienia Izraela. Nie robiło na nich (na Arabach i muzułmanach) wrażenia, że Izrael oddalał swoje oddziały z linii ognia w Libanie czy z Grobu Józefa, co powodowało, że żołnierze izraelscy byli porywani i linczowani bez żadnych represji. Nie robi też na nich wrażenia, że Izrael upiera się ciągle na nowe koncesje bez względu na to ile dostaje z powrotem. Widzą w tym znak desperacji i odpowiadają agresją. Z powodu wojowniczej natury Szarona, jego dążenie do władzy może zmniejszyć szanse wojny. Postrzegany jest przez Arabów jako dziki, a nawet szalony, ale jego obecność może spowodować, że Husein czy Arafat będą bardzo ostrożnie myśleć o wywoływaniu kłopotów. Jako premier nie tylko może ocalić Izrael od wojny, może też przynieść korzyści Zachodowi czy nawet Arabom. Zachód skorzysta ponieważ pełna skala izraelsko-arabskiej wojny z możliwym przerwaniem dostaw ropy i terroryzmem - jest największym niebezpieczeństwem jakie stwarza Środkowy Wschód. Jeśli Szaron przeszkodzi takiej wojnie, doprowadzi do wypromowania europejskich, amerykańskich i światowych interesów. Jest także możliwe, że Szaron zostając premierem pomoże arabsko-izraelskim relacjom. Większość z długiej kariery Szarona jako żołnierza i polityka miało miejsce, kiedy Izrael był postrzegany jako silny kraj. W tych latach jego impulsywne i bez kompromisowe działania były czymś pozytywnym.

Po raz trzeci Izraelczycy wybierali premiera. Czy mógł to być Barak?

Premiera Izraela wybrano po raz pierwszy bezpośrednio w 1996 roku. To wtedy doszło do zaskakującego zwycięstwa Benjamina Netanjahu, który mimo wyników sondaży, które zapowiadały jego porażkę, zwyciężył faworyta wyborów - Szimona Peresa z Partii Pracy - co prawda przewagą tylko 30 tysięcy głosów. Znaczną większością natomiast zwyciężył w maju 1999 roku premier Ehud Barak, zdobywając 56 procent głosów. Objęcie przez niego urzędu określano wówczas mianem "politycznego trzęsienia ziemi", mogącego dotyczyć całego regionu Bliskiego Wschodu. Praktyka okazała się jednak diametralnie różna i dziś większość Izraelczyków jest zmęczona politycznymi woltami, których mistrzem okazał się przywódca laburzystów. W przedwyborczych sondażach opinii publicznej kandydat prawicy Ariel Szaron wyprzedza Baraka i nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała zmienić się w dzień elekcji. W czasie swej krótkiej lecz burzliwej kadencji, Barak stosował strategię nagłych wolt w niemal wszystkich kwestiach, zmieniając co chwila poglądy w takich kluczowych sprawach jak polityka gospodarcza, socjalna czy rokowania z Palestyńczykami. Utracił ten talent piastując urząd premiera. Kosztować go to może druzgocącą porażkę w wyborach. Na kilka dni przed główną bitwą z przywódcą prawicy, Arielem Szaronem, Barak ponownie zastosował strategię nagłych zwrotów i zaczął lawirować: najpierw odwołał rokowania pokojowe do czasu wyborów, by już w kilka dni później ogłosić, iż możliwe jest jego spotkanie z Arafatem jeszcze przed wtorkiem. Stąd też izraelskie społeczeństwo przestało ufać w jego kompetencje jako szefa rządu. Analityk izraelski Szimon Sziffer określa strategię Baraka mianem "polityki - posuwania się zygzakiem", twierdząc, iż właśnie takie postępowanie zraziło wyborców do ubiegającego się o reelekcję szefa rządu. Potrzeba będzie prawdziwego cudu, by 58-letni generał Barak zwyciężył w wyborach 72-letniego Szarona - uważają niektórzy, dodając iż faktycznie Izraelczycy osądzili już Baraka i dziś już nie ma znaczenia, jakie błędy popełni Szaron ani też jaką kolejną woltę wymyśli Barak.

Obejmując urząd w maju 1999 r. Barak obiecywał m.in. porozumienie pokojowe z Palestyńczykami - wykluczał natomiast podział Jerozolimy. Zapowiadał, że ortodoksi żydowscy nie wejdą do jego rządu. W dwa miesiące później zawarł sojusz z ultrareligijną partią Szas a w rok później w Camp David rozmawiał z Palestyńczykami na temat podziału Jerozolimy. Kosztowało go to utratę większości w parlamencie a także - zaufania społeczeństwa. Większość Izraelczyków obarcza Baraka także odpowiedzialnością za trwające od czterech miesięcy starcia izraelsko-palestyńskie, w których zginęło już około 400 osób. Jak zauważa jednak inny politolog izraelski Hanan Crystal, mimo błędów, popełnionych przez Baraka w kwestii palestyńskiej, zawarcie w ostatniej chwili porozumienia z Palestyńczykami mogłoby zwiększyć szanse premiera na reelekcję. "Strategia lawirowania zaszkodziła Barakowi, lecz to nie ona zadecyduje o jego porażce. Swą przegraną zawdzięczać będzie przede wszystkim niemożności wygaszenia palestyńskiej intifady a także - zawarcia porozumienia z Arafatem" - twierdzi Crystal. Miesiące nagłych wolt, żeglowania pomiędzy stołem rokowań a polem walki, stanowiły jednak cenne doświadczenie. "To była taka ciekawa podróż; gdyby ktoś powiedział mi półtora roku temu, że Barak zabierze nas w taki rejs, nigdy bym w to nie uwierzył" - stwierdza cytowany wcześniej analityk izraelski Szimon Sziffer.

Kilka dni przed wyborami Barak powiedział w wystąpieniu telewizyjnym, że: "Nigdy jeszcze pokój z Palestyńczykami nie był tak blisko, w zasięgu ręki, jak za mojego mandatu". Jednocześnie ostrzegł Palestyńczyków, że jeśli nie uda się dojść z nimi do porozumienia, Izrael może zastosować "jednostronną separację". "Jestem jednak przekonany - zaznaczył - że w całej historii

naszego kraju jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko osiągnięcia pokoju z Palestyńczykami". "Niestety, w miarę jak posuwaliśmy się naprzód, napotykaliśmy nowe trudności" - przyznał. Jednocześnie odrzucił oskarżenia Likudu i całej prawicy, według których uczynił zbyt wiele ustępstw wobec Palestyńczyków. W niedzielę premier Barak wezwał arabskich obywateli kraju (17 procent wyborców), by głosowali na niego. W wywiadzie dla satelitarnego kanału telewizyjnego Abu Zabi, Barak oświadczył, że przejęcie władzy przez lidera prawicowej opozycji Ariela Szarona znacznie zmniejszy możliwości zawarcia pokojowego porozumienia z Palestyńczykami. Powiedział, że pokój i bezpieczeństwo między Izraelem i Palestyńczykami wymaga podjęcia trudnych decyzji przez obie strony. Dodał, że opowiada się za zapewnieniem godnej przyszłości Palestyńczykom. Szef rządu oświadczył jednak, że państwo żydowskie uważa za niemożliwy powrót wszystkich 3,5 miliona uchodźców palestyńskich do swych rodzinnych miejsc.

Żołnierze głosowali już w niedzielę

Izraelscy żołnierze już w niedzielę rozpoczęli głosowanie w wyborach premiera. Pułkownik Szaul Magnesi, odpowiedzialny za głosowanie w wojsku, powiedział w niedzielę w radiu publicznym, że jako pierwsi głosowali żołnierze uczestniczący w manewrach, ćwiczeniach i operacjach terenowych. Do niektórych izolowanych pozycji urny wyborcze dostarczały helikoptery. Tymczasem liderzy ultra-ortodoksyjnych partii religijnych zaapelowali w niedzielę do swych zwolenników, by we wtorek głosowali na kandydata prawicowej opozycji Ariela Szarona. Z wezwaniem takim zwrócili się rabini aszkenazyjscy z religijnej partii Zjednoczona Lista Tory (5 deputowanych w parlamencie), utworzonej w 1988 roku, a także rabini z Sefardyjskiej Partii Strażników Tory (Szas) - stronnictwa ortododoksyjnych Żydów sefardyjskich ze wschodu. Obie partie uwarunkowały jednak poparcie dla Szarona zapewnieniem im stanowisk ministerialnych po jego zwycięstwie.

Tekst Monika Hrycko RMF FM Kraków

Foto RMF FM i EPA