Mija właśnie okrągła rocznica „powodzi tysiąclecia”, jaka nawiedziła Polskę w lipcu 1997 roku. Zginęło wówczas 55 osób, dach nad głową straciło około 7 tysięcy ludzi. Straty oszacowano na około 12 miliardów złotych.

Na początku lipca 1997 roku meteorolodzy wysłali ostrzeżenie o intensywnych opadach deszczu. Miało to grozić przekroczeniem stanów ostrzegawczych w rzekach. Jednak tego, co rzeczywiście nastąpiło nie przewidział nikt.

W niektórych miejscach w ciągu doby spadło tyle deszczu, ile zwykle spada przez cały lipiec: Zaczęło padać z soboty na niedzielę w nocy i padło do poniedziałku. W poniedziałek po południu przestało chwilowo i w nocy z poniedziałku na wtorek znowu lunęło - wspomina jeden ze świadków.

Po tej pierwszej fali opadów woda z rzek zaczęła zalewać pierwsze miejscowości. Poziom wody w Odrze, niedaleko Raciborza wynosił wtedy ponad 8 metrów. Po drugiej ulewie woda podniosła się tam jeszcze o około 2 metry. Wały zaczęły pękać i rzeka zalała miasto. Kilka dni później to samo stało się w Opolu i we Wrocławiu. Dziesięć lat po powodzi z mieszkańcami Raciborza rozmawiał reporter RMF Marcin Buczek:

Część mieszkańców nigdy nie wróciła do swoich domów, dla nich na obrzeżach miasta wybudowano niewielkie osiedle. Domki dla powodzian stawiano błyskawicznie, w związku z tym nie gwarantowało to dobrej jakości wykonania. Posłuchaj co o domach mówią ich mieszkańcy:

Niestety, dziesięć lat po powodzi, w wielu miejscach nie wiele się zmieniło. Część wrocławskiej dzielnicy Kozanów była zatopiona przez prawie dwa tygodnie. Po powodzi odnowiono bloki, odbudowano place zabaw, ale jedna rzecz się nie zmieniła – fatalne położenie tego rejonu miasta. Posłuchaj relacji Michała Szpaka:

Bilans powodzi były tragiczny: zniszczonych zostało 1370 km dróg i 480 mostów oraz 1100 km wałów przeciwpowodziowych. Ewakuowano prawie 200 tys. osób, 1500 rodzin zostało bez dachu nad głową. Zalane zostały 2592 miejscowości i prawie pół miliona hektarów pól uprawnych.

Według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji skutki przejścia wielkiej wody przez Dolny Śląsk nie byłyby dziś tak dotkliwe jak przed dekadą. Region ten wyciągnął bowiem naukę z kataklizmu i cały czas zabezpiecza się przed ewentualną, kolejną powodzią. Obecnie dużo gorsza sytuacja panuje w dorzeczu Wisły na Podkarpaciu. Sprawy odrzańskie są daleko bardziej zaawansowane niż kwestia uregulowania dorzecza górnej Wisły. Tutaj dają znać o sobie wieloletnie zaniedbania. Stąd projekt specjalnego programu dla górnej Wisły, na wzór tych dla Odry – mówi wiceminister Paweł Soloch. Program ma zostać przyjęty na jesieni. Od tego czasu upłyną jednak lata, aby w tym regionie powstała nowa infrastruktura przeciwpowodziowa.