Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz odwołał prof. Janusza Książyka z funkcji dyrektora Instytutu Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Uznał, że dyrektor Instytutu nie daje gwarancji wdrożenia kompleksowego programu naprawczego, stworzonego przez ministerialnych ekspertów.

Decyzja w sprawie odwołania prof. Książyka zapadła po jego spotkaniu z kierownictwem resortu i członkami zespołu powołanego przez ministerstwo, którzy przygotowali program naprawczy dla CZD.

W swoim raporcie zespół ten zwracał uwagę na nieprawidłowości w dotychczasowym zarządzaniu Instytutem. Chodziło m.in. o przerost zatrudnienia w każdej grupie zawodowej w placówce. Według zespołu, najbardziej widoczne jest to w przypadku sekretarek i innych stanowisk, które nie mają bezpośredniego związku z przychodami szpitala, w tym ogrodników, inspektorów ochrony środowiska, rozbudowanego zespołu ds. komunikacji społecznej i obsługi pacjentów.

Po odwołaniu prof. Książyka Bartosz Arłukowicz powierzył pełnienie obowiązków szefa Instytutu prof. Małgorzacie Syczewskiej, która do tej pory była w CZD wicedyrektorem ds. nauki.

Ministerstwo oskarża, CZD odpiera zarzuty

Ministerialny zespół, który kontrolował sytuację w CZD, opublikował swój raport 1 lutego. Wśród grzechów głównych placówki eksperci wymienili przerost zatrudnienia, zbyt wysokie pensje, złe zarządzanie mieniem i fatalne wykorzystanie szpitalnych łóżek. Zdaniem zespołu, właśnie te błędy doprowadziły do finansowej zapaści szpitala - Centrum jest w tej chwili zadłużone na dwieście milionów złotych. Strat nie przynosi jedynie pięć z 27 oddziałów oraz siedem z 33 poradni.

Placówka próbowała odpierać zarzuty. Na stwierdzenie, że w Centrum Zdrowia Dziecka na jedno łóżko przypada 3,5 etatu, władze CZD odpowiadały, że w raporcie do zatrudnionych w szpitalu zaliczono 200 osób z firmy zewnętrznej, wynajętej do sprzątania placówki. Podobnie do kosztów pracy zaliczono pensje dla kilkudziesięciu młodych lekarzy rezydentów, pomijając fakt, że płaci im nie CZD, a Ministerstwo Zdrowia. Dyrekcja Centrum twierdziła też, że średnie wynagrodzenie to nie 4800 złotych - jak stwierdzono w raporcie, a 3000 złotych. W dokumencie do pensji zaliczono bowiem wszystkie dyżury i nadgodziny, które zresztą - zdaniem dyrekcji szpitala - również się nie zgadzają.

A to tylko nieliczne z punktów spornych między CZD a resortem Bartosza Arłukowicza.