Ponad połowa dochodów Warszawy. Nawet tyle może wynieść zadłużenie stolicy w przyszłym roku. Władze miasta planują wziąć w przyszłym roku aż miliard złotych kredytu z Banku Światowego i wyemitować trzecią transzę obligacji. Do maksymalnego progu zadłużenia dozwolonego przepisami brakować wtedy będzie już tylko 5 %.

Dopóki urzędnicy będą pilnować, by pieniądze z kredytów rzeczywiście szły na inwestycje, a nie na złote klamki - wszystko powinno być pod kontrolą. Obecnie poziom zadłużenia Warszawy wynosi 38 % przychodów. Jeśli w przyszłym roku uda się pozyskać gigantyczny kredyt z Banku Światowego o wysokości ponad miliarda złotych poziom ten sięgnie aż 55 %. Maksymalny dozwolony poziom to 60 %. Wiceprezydent Jacek Wojciechowicz przekonuje, że miasto nie obejdzie się bez kredytów. Trzeba bowiem zdecydować, czy zbierać pieniądze na inwestycje, co zajmie pewnie ze 20 lat, czy lepiej już inwestować w infrastrukturę i spłacać kredyty.

Marcin Borek z Ernst & Young kreśli jednak hipotetyczny czarny scenariusz. Gdyby gwałtownie spadły dochody miasta z podatków, w przypadku masowych zwolnień, mogłoby brakować pieniędzy na spłatę długów.

Na szczęście nic nie wskazuje by miał się on ziścić. W razie krachu nie zabraknie raczej pieniędzy szpitalom, prędzej miasto zrezygnuje z zaplanowanych inwestycji.