Fetor i brud w bloku na Woli. Jeden lokator nadużywający alkoholu zamienił życie sąsiadów w horror. Jego nieczystości przeciekają do mieszkania, położonego piętro niżej - wprost do pokoju dziecięcego. Mężczyzna najwidoczniej urządził sobie w pokoju toaletę. Zalewani właściciele alarmują różne instytucje, ale bez skutku.

Jeden z sąsiadów, który - według mieszkańców - praktycznie nie trzeźwieje, zanieczyszcza kilka pięter klatki schodowej. Sąsiedzi niestety po przykrym zapachu poznają, że ich sąsiad - pan Leszek wychodzi na zewnątrz lub wraca do mieszkania.

Moi rozmówcy zdają sobie sprawę, że mężczyzna, który jest sprawcą problemów, sam potrzebuje pomocy, bo najwyraźniej jest alkoholikiem. Nie rozumieją jednak, dlaczego rodzina, która z nim mieszka, nie reaguje na sytuację. Dziwi ich też obojętność urzędników, którzy od wielu tygodni udowadniają, że nie są w stanie nic zrobić.

Mieszkańcy lokalu znajdującego się pod mieszkaniem uciążliwego sąsiada mają pecha. Kilka tygodni temu na suficie w pokoju dziecięcym pojawił się zaciek.

Przerażające jest to, że żadna z instytucji nie jest w stanie pomóc tym ludziom. W Sanepidzie usłyszałem, że ta instytucja nie może wchodzić do prywatnych mieszkań, a czystość na klatce schodowej to wewnętrzna sprawa administratora budynku.

Niestety budynkiem administruje wspólnota mieszkaniowa, ale tylko częścią już wykupionych mieszkań. Pozostałymi, w tym mieszkaniem uciążliwego lokatora zarządza Zakład Gospodarowania Nieruchomościami Dzielnicy Wola. Ci urzędnicy też nie widzą żadnych możliwości działania. Ich zdaniem sprawę powinna rozwiązać rodzina mężczyzny która niestety nie reaguje.

Niestety wszystko wskazuje na to, że jest to sytuacja bez wyjścia. Przynajmniej tak to wygląda w oczach mieszkańców. Urzędnicy stosują dobrze im znaną zasadę - spychologię zrzucając odpowiedzialność na rodzinę mężczyzny, która najwyraźniej nie ma ochoty mu pomóc. Moim zdaniem powinny się tym zająć powołane do tego instytucje. Najłatwiej jest jednak wysłać kilka pism na dowód, że sprawa nie została zbagatelizowana. Trudno jest nawet wyobrazić sobie co muszą przeżywać mieszkańcy, gdy do ich domu kapie z sufitu mocz zdegenerowanego lokatora. Jeśli nawet dojdzie do złożenia wniosku o eksmisję, to cała procedura może potrwać nawet 2 lata, a i tak mężczyznę trzeba przenieść do innego mieszkania, gdzie może zatruwać życie komuś innemu.