Z jednej strony - nowe, kolorowe elewacje i wszystkie udogodnienia, z drugiej - sypiąca się ruina bez wody, prądu i działających wind. To nie dwa domy po przeciwnych stronach ulicy, ale jeden budynek o dwóch obliczach stojący na osiedlu "Na Skarpie" w Toruniu. Blokiem po połowie zarządzają spółdzielnia mieszkaniowa i PKP; część kolejowa jest zadłużona na ok. pół miliona złotych. W miniony weekend lokatorom mieszkań należących do PKP odłączono media. Nie ma ciepłej wody, windy stanęły, domofon milczy.

Kiedy stoi się przed blokiem, pierwsze skojarzenie jest takie, że to nie Toruń, a Berlin, i nie współcześnie, a ponad 20 lat temu, kiedy stolicę Niemiec dzielił jeszcze niesławny mur. Na toruńskiej "Skarpie" muru nie ma, ale jest linia, która dzieli blok na pół. Mieszkania po lewej stronie należą do spółdzielni mieszkaniowej, te po prawej do PKP. Różnicę widać od razu - odnowiona, kolorowa ściana frontowa z lewej kontrastuje z szarą, odrapaną płytą, dla której czas zatrzymał się w latach 70-tych. - Jak wyłączyli windy ludzie schodzą po schodach pieszo. Wczoraj przewróciła się starsza kobieta, zasłabła na piątym piętrze - relacjonuje jeden z mieszkańców budynku.

Spółdzielnia mieszkaniowa, która zapewnia budynkowi dostęp do mediów zapowiedziała trzecią już sprawę przeciwko PKP w sądzie. Dwie poprzednie wygrała, a sąd zobowiązał kolej do spłaty zaległych zobowiązań. Kolejne rozstrzygnięcie sądowe jest nieuniknione bo, jak powiedział mi wiceprezes spółdzielni, Wojciech Piechota, o przejęciu mieszkań od PKP nie ma mowy, dopóki ta nie spłaci w całości swoich długów. Kiedy to nastąpi? Nie wiadomo. Sprawa ciągnie się od siedmiu lat, a na kolei telefon milczy. W kujawskim oddziale PKP nieruchomości nie udało mi się dziś z nikim porozmawiać.