Blisko 170 samochodów osobowych, ciężarowych i autobusów paliło się w tym roku w Łodzi. To nieco ponad 6 procent wszystkich pożarów w mieście. Najczęstszą przyczyną pożarów aut jest zwarcie w instalacji elektrycznej, ale już na drugim miejscu są podpalenia. Łodzianie mają więc czego się obawiać i rzeczywiście żyją w strachu o swoje pojazdy.

Przykład z Widzewa, gdzie spłonęły cztery samochody. Ogień pojawił się w nocy i zanim ktoś to zauważył, zdążyły spalić się doszczętnie dwa auta. Po pożarze zostały tylko czarne smugi na parkingu przed garażami. Właściciele pojazdów na ulicy Węgierskiej przypominają, że już były przypadki wybitych szyb i przebitych opon. Sami nie wiedzą, gdzie teraz zostawiać auta, bo miejsc parkingowych jest za mało i trudno mieć oko na samochód zostawiony kilka przecznic dalej.

Straż pożarna podejrzewa, że zdarzenie na Widzewie to było podpalenie. Ogień rozchodził się z jednego miejsca i pożar wybuchł w środku nocy. Trudno uznać, że mogło dojść do samozapłonu, skoro samochody stały na parkingu już kilka godzin.

Podpalacze zwykle oblewają karoserię samochodu łatwopalną substancją i podkładają ogień. Nierzadko w ten sam sposób podpalają auto od opon. Zdarza się też, że amatorzy-piromani ustawiają plastykowy pojemnik np. z benzyną na dachu pojazdu, a roztopione tworzywo przenosi ogień do środka auta. Bronić się przed podpalaczami nie ma jak, ale ubezpieczenie powinno pozwolić na spokojny sen.