Na dyskietkach, a nie łączami teleinformatycznymi trafi do podliczania aż 80 proc. głosów złożonych w niedzielnych wyborach samorządowych - dowiedziało się RMF. Tylko co piąty protokół z lokalnej komisji wyborczej udało się przesłać do centrali za pomocą systemu komputerowego. System kosztował aż 25 mln zł...

Z powodu poważnych kłopotów z przekazywaniem danych, które pojawiły się już w niedzielę wieczorem, Państwowa Komisja Wyborcza postanowiła zastosować tzw. wariant awaryjny, czyli dostarczanie protokołów wyborczych na dyskietkach.

Andrzej Florczyk z Krajowego Biura Wyborczego powiedział RMF, że PKW nie próbuje już nawet ratować systemu informatycznego. Zamiast tego chce zająć się organizacją zbierania danych i samym liczeniem głosów tak, by ostateczne wyniki wyborów znane były nie później niż jutro.

System nie działa, bo nie współpracują ze sobą centralny serwer w Warszawie i komputerowe końcówki w terenie. Urządzenia nie łączą się ze sobą lub łączą się tylko na chwilę, by po jakimś czasie, po wysłaniu tylko części danych przerwać transmisję.

Każdy z elementów systemu - centralę i informatyczne stacje w terenie - budowała inna firma. Na razie nie wiadomo, gdzie jest błąd i kto go popełnił. Wyjaśnianiem zamieszania z wyborczymi komputerami wartymi 25 mln złotych PKW zajmie się po podliczeniu głosów. Dopiero wtedy będą też zapadać decyzje co do przyszłości systemu.

Biorąc pod uwagę polskie doświadczenia z ostatnich lat, można z góry założyć, że świeżo zbudowany system informatyczny działać na pewno nie będzie. OPORNA INFORMATYZACJA KRAJU.

09:20