Tajlandzkie oddziały antyterrorystyczne uderzyły na okupowany przez birmańskie ugrupowanie szpital.

Zakończyła się trwająca prawie dobę okupacja szpitala w tajskiej miejscowości Ratchaburi. W nocy na kilkudziesięciu partyzantów z birmańskiego ugrupowania "Armia Boga" przetrzymujących od pięciuset do dziewięciuset zakładników szturm przypuściły tajlandzkie oddziały antyterrorystyczne.

W trwającej prawie godzinę strzelaninie zginęło dziewięciu partyzantów. Wszyscy zakładnicy zostali uwolnieni. Według wstępnych informacji - żaden z nich nie ucierpiał.

Incydent w Ratchaburi w niczym nie przypominał innych. Partyzanci wzięli zakładników nie po to, aby zyskać coś dla siebie. Damagali się otworzenia granicy z birmańską prowincją Karen, tak aby setki osób, które ucierpiały w wyniku ostrzału pograniczna przez siły rządowe mogły schronić się w bezpiecznym miejscu. Chcieli też, by lekarze i pielęgniarki ze szpitala w Ratchaburi opatrzyli wszystkich rannych.

Jak twierdzą zakładnicy, porywacze traktowali ich bardzo dobrze. Cały czas zapewniali, że nie zrobią im krzywdy. Dostarczali też jedzenie i wodę, a nawet roznosili herbatę i kawę w termosach. "Gdy zapytałam, czy mogę zadzwonić do domu, natychmiast wskazali mi aparat telefoniczny" - powiedziała jedna z pielęgniarek.

Birmańska "Armia Boga", której żołnierze zajęli szpital, to ugrupowanie walczące o oderwanie od Birmy prowincji Karen. Na czele armii stoją dwaj 12-letni bliźniacy, którzy mają rzekomo magiczną moc.

Wiadomości RMF FM 8:30