Jeśli ktoś miał wątpliwości co do potęgi hiszpańskiej piłki, to finał Euro 2012 w Kijowie rozwiał je wszystkie. Włoskie marzenia o detronizacji mistrzów runęły już w pierwszej połowie. Druga była agonią Italii. Dzisiejsza Hiszpania jest jedną z najwspanialszych reprezentacji w historii futbolu.

Trudno było wpaść w zachwyt nad grą Hiszpanów w fazie grupowej Euro 2012. Ćwierćfinał z Francją to były męczarnie dla oka. Gdyby Cristiano Ronaldo lepiej przymierzył w ostatniej minucie półfinału, Hiszpanie wróciliby do domu w niesławie. Vicente del Bosque długo odpierał krytykę. "Przecież wygrywamy, więc o co chodzi?" Trener doskonale zdawał sobie sprawę ze skrajnego zmęczenia gwiazdorów Barcelony i Realu mających za sobą ciężki sezon. Czy można było grać efektywnie i efektownie od początku turnieju? Pewnie tak, ale czy wtedy Hiszpanie nie wyglądaliby w finale jak Włosi? Człapiący, bezradni, wycieńczeni...

Ale oni podążali na tym turnieju inną ścieżką. Skazywani na pożarcie, pogrążeni w kryzysie, zaskoczyli odrzuceniem Catenaccio na rzecz otwartego futbolu. Ale oni dopiero tego się uczą. Przez lata przyzwyczajeni do murowania bramki i grania z kontry, zaczęli atakować i podawać. Robią to coraz lepiej, ale nie potrafią jeszcze się przy tym nie męczyć. Angielską bramkę ostrzeliwali ze wszystkich stron, ale swoją wyższość udowodnili dopiero w rzutach karnych. W półfinale z Niemcami rzucili na szalę wszystko. Zagrali na poziomie, o który sami siebie nie podejrzewali.

W finale poobijani Włosi nie mieli argumentów. Wydawało się, że obie drużyny znają się na wylot, ale po pierwszej połowie Włosi wyglądali jak kilka dni wcześniej Niemcy - byli zaskoczeni. Hiszpania wreszcie zaatakowała z furią, a przecież do tej pory robiła tylko to, co musiała. W finale zrobiła dużo więcej. Pokazała światu, że dziś nikt nie jest w stanie rzucić jej wyzwania. W historii futbolu było kilka wielkich drużyn. Przedwojenni Włosi - dwukrotni mistrzowie świata, Węgrzy z lat 50. z Puskasem, wspaniała Brazylia z roku 1970 z Pelem u szczytu kariery, Niemcy z Beckenbauerem, "totalni" Holendrzy z Cryuffem, Francuzi z Platinim czy potem Zidanem i wreszcie Argentyna z Maradoną. Osiągnięciami Hiszpanie wyprzedzają wszystkich. A finezją? Pytanie zostawiam otwarte...