Prawie 1,5 tys. chemików przyjechało do Łodzi na kilkudniowe sesje naukowe. To mnie zastanowiło, bo co też takiego jest w tej chemii? Jak sięgam głębiej pamięcią, myśląc o chemii, to przypominają mi się tylko pojedyncze wzory chemiczne i jeszcze kojarzę, że to, co sypię do ziemniaków w trakcie gotowania, to chlorek sodu.

Ale poza tym, czym jest chemia? Po krótkiej rozmowie z naukowcami, przekonuję się, że chemia jest wszędzie i nie da się od niej uciec.

To może pójść dalej tym tokiem rozumowania? Skoro chemia jest wszystkim, to co z ludźmi? Jesteśmy wyjątkiem w tym chemicznym świecie? Nie możemy, bo sami jesteśmy zbiorem cząsteczek i organicznym tworem substancji chemicznych.

Jeżeli najpiękniejsze z ludzkich uczuć jest tylko reakcją chemiczną, to gdzie tu miejsce na romantyzm? Całe życie trwam w przekonaniu, że dwojga ludzi może połączyć tylko przeznaczenie, że musi być to iskrzenie, „chemia” (ale w znaczeniu potocznym). A tu taki afront! To może za kilka lat zamiast szukać na oślep, angażować się w związki, które nie mają szans na powodzenie, po prostu będziemy wybierać z bazy zapachów? Przychodzisz do sklepu z mężczyznami, ogólnie określasz typ urody, zadeklarowane cechy charakteru (bo przecież żaden facet nie przyzna się, jaki jest naprawdę), a ekspedientka podaje ci do wyboru kilka zapachów. Pan „romantyczny”? – Nie, dziękuję – za słodki. To może „twardziel”? – Nie, dziękuję – za dużo piżma. I tak dalej… Nie, dziękuję – wolę niepewność z dozą szaleństwa.