Nietypowy proces rozpoczął się w poniedziałek przed szwajcarskim Trybunałem Federalnym. Sędziowie nie znają bowiem tożsamości oskarżonego. Nie zna jej nawet obrońca.

Proces ten jest ciekawy również z innego względu - prawdopodobnie po raz pierwszy w historii pracownik izraelskiego wywiadu stanął przed sądem poza granicami Izraela. Oskarżony odmówił podania swego prawdziwego nazwiska twierdząc, że byłoby to zagrożeniem dla jego bezpieczeństwa osobistego. Posługuje się dwoma fałszywymi nazwiskami, używa również fałszywych paszportów. Nie ukrywa, że jest agentem Mosadu. W 1998 roku został złapany na gorącym uczynku w trakcie próby założenia podsłuchu na linii telefonicznej pewnego Libańczyka mieszkającego w Bernie, podejrzanego o kontakty z Hezbollahem.

Za szpiegostwo na rzecz obcego państwa w Szwajcarii grozi kara do 20 lat więzienia. Oskarżyciel prawdopodobnie zażąda jednak niższego wyroku, ponieważ działalność agenta nie była wymierzona przeciw Szwajcarii, lecz przeciw osobom powiązanym z terrorystami z Hezbollahu. Za oskarżonym ujął się prokurator generalny Izraela, który w liście skierowanym do sędziów prosi o wyrozumiałość i zapewnia, że agent już nigdy nie zostanie wysłany z tajną misją do Szwajcarii.

Wyrok zostanie ogłoszony najprawdopodobniej w piątek.

02:40