Po obniżeniu oceny wiarygodności USA na stołecznym parkiecie panuje huśtawka nastrojów. Notowania zaczęły się od spadku o 1,5 proc. Potem giełda wyszła na jednoprocentowy plus - uratował nas Europejski Bank Centralny, który zapowiedział skupowanie obligacji rządowych Hiszpanii i Włoch - czyli dwóch potencjalnych bankrutów. Jednak w południe indeks WIG20 znów był na czerwono - tracił prawie 0,7 proc.

Wprawdzie około godziny 8:20 za franka szwajcarskiego trzeba było zapłacić rekordowe 3,76 zł, ale już o godzinie 9 jego kurs spadł do 3,73 zł. W południe kurs wynosił tyle samo.

Dolar osiągnął maksima około 6:30 i 8:20 - kosztował wtedy 2,83 zł. O 9 jego kurs wyniósł 2,81 zł. Z kolei euro w rekordowym momencie - około 8:30 - osiągnęło poziom 4,06 zł. Pół godziny później kosztowało już 4,04 zł.

Mniej różowo - a właściwie zielono - zaczął się tydzień na giełdach dalekowschodnich, Australii i Nowej Zelandii. Wszystkie zanotowały mocne spadki. Giełda tokijska rozpoczęła notowania od spadków sięgających 1,4 procent indeksu czołowych firm Nikkei 225. Stracił on 130,21 pkt. i spadł do poziomu 9.169,67 pkt. Szerszy indeks Topix obniżył się o 1,5 proc. do 789 pkt., tracąc 12 pkt.

Czerwony kolor dominował również na parkietach w Seulu, Sydney i Hong Kongu. Od spadku zaczęła się sesja na giełdzie w Moskwie.