Cała Unia Europejska musiałaby przyjąć rozwiązania proponowane przez polski rząd. Szanse są marne. Tak eksperci - z którymi rozmawiał dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda - odnoszą się do desperackich rządowych planów poradzenia sobie z gwałtownie rosnącym długiem publicznym.

Jak napisała "Rzeczpospolita", rząd chciałby wyłączyć z długu wydatki wynikające z utworzenia otwartych funduszy emerytalnych, w zamian obiecując większą dyscyplinę w finansach publicznych. W grę wchodziłoby obniżenie tak zwanych progów ostrożnościowych.

Unia Europejska nie jest jednak gotowa na takie zmiany. Europejskie instytucje przez najbliższe 2-3 lata nie będą jeszcze potrafiły na nowo liczyć naszego długu, już bez Otwartych Funduszy Emerytalnych - jak chce rząd.

Po drugie, zgody nie dadzą największe unijne kraje, które też byłyby wtedy traktowane na nowych zasadach. Będzie musiała te same zasady stosować do Niemiec, Francji, do innych krajów europejskich, a to może negatywnie wpłynąć na postrzeganie sytuacji fiskalnej tych krajów i nie będą przygotowane do ujawnienia chociażby swoich przyszłych zobowiązań emerytalnych - ocenia doradzający premierowi ekonomista Jacek Wiśniewski.

Rząd może więc zmienić progi ostrożnościowe i dalej zadłużać państwo. W konstytucji zapisane jest tylko, że dług publiczny nie może przekroczyć 60 procent PKB. Pozostałe progi: 50 i 55 są już tylko w ustawie o finansach publicznych, którą zmienić można jak każdą inną. Pierwszym krokiem najprawdopodobniej będzie jednak - bo już słyszymy o takich planach - coś, czego nie lubimy najbardziej. To będzie nieznaczna podwyżka podatków i wiele różnych mniejszych reform, które w sumie dadzą dużą kwotę - mówi Wiśniewski. Na dodatek, jak twierdzi minister finansów Jacek Rostowski, jeśli się nie uda, możemy zapomnieć o wprowadzeniu euro w Polsce.