Inflacja wyższa od wcześniejszych szacunków. Ceny towarów i usług w marcu były wyższe o 11 proc. w porównaniu z marcem ubiegłego roku – podał Główny Urząd Statystyczny. Wskaźnik jest tym samym najwyższy w tym wieku. Pod koniec marca w tzw. szybkim szacunku informowano o inflacji na poziomie 10,9 proc.

Jak podał GUS, w ciągu roku towary podrożały o 11,6 proc., a usługi - o 9,1 proc.

Tylko w ciągu miesiąca ceny wzrosły o 3,3 proc. Oznacza to, że inflacja miesięczna ledwo mieściła się w rocznym celu NBP (który wynosi 2,5 proc. z możliwym odchyleniem o 1 pkt proc.). W porównaniu z lutym towary są droższe o 4,1 proc., a usługi - o 0,8 proc. 

Żywność jest droższa o 9,2 proc. Najszybciej drożała mąka (19,4 proc.), pieczywo (17,7 proc.) mięso wołowe (23 proc.), drób (32 proc.) oraz oleje i tłuszcze (24,8 proc.). Za cukier płacimy 24,2 proc. więcej niż w marcu ubiegłego roku.

Duże wzrosty cen zanotowała energia, która jest droższa o 24,3 proc. Prąd jest droższy o 5 proc., ale gaz o 49,2 proc., a opał - o 61,3 proc.

Bardzo duży wpływ na inflację mają paliwa, które podrożały w ciągu roku o 33,5 proc. Za olej napędowy płacimy 41,4 proc. więcej, a za benzynę - 29,2 proc.

Pamiętajmy o tym, że ceny żywności, energii oraz paliw i tak zostały obniżone na drodze tzw. tarcz antyinflacyjnych. Drożejąca energia to w dużej mierze efekt rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Zgodnie z prognozami Narodowego Banku Polskiego, z podwyższoną inflacją pozostaniemy do końca 2024 roku. Wszystko się jednak może zmienić - jeszcze pół roku temu prognozy te mówiły o zejściu do celu pod koniec 2023 roku. 

Przez wysoką inflację możemy spodziewać się kolejnych podwyżek stóp procentowych. Stopa referencyjna jest obecnie na poziomie 4,5 proc. - RPP ostatnio podniosła ją o 100 punktów bazowych, co było bardzo stanowczym krokiem. 

Podnoszenie stóp procentowych ma na celu m.in. schłodzenie popytu - płacąc wyższe raty kredytu konsumenci mają mniej pieniędzy na inne wydatki, trudniej także o nowy kredyt. Te działania zdecydował się jednak sabotować rząd. Początkowo władze chciały ograniczać wydatki - podwyżka płacy minimalnej była niższa, niż wcześniej zapowiadano, budżetówka nie dostała pieniędzy, a 14. emerytury nie było w planach. Wszystko się jednak zmieniło na początku roku. Przywrócono "czternastkę" dla emerytów, rozszerzono kilka razy tarczę antyinflacyjną, ogłoszono kolejną obniżkę podatku dochodowego (z 17 proc. do 12 proc.), a do tego ponosimy większe wydatki w związku z sytuacją w Ukrainie. Mamy więc nietypowy policy mix, gdzie bank centralny próbuje hamować wzrost cen, a rząd robi wszystko, by "dorzucić do pieca". 

Inflacja jest problemem w wielu miejscach na świecie, w tym w Unii Europejskiej. W strefie euro wskaźnik wyniósł w marcu 7,5 proc. Najszybciej ceny rosną na Litwie, gdzie inflacja wynosi 15,6 proc. Europejski Bank Centralny utrzymuje jednak stopy procentowe na niemal zerowym poziomie, gdyż przekonuje, że wzrosty cen są przejściowe. Ma ku temu pewne powody - w kilku krajach strefy euro utrzymuje się wciąż wysokie bezrobocie, a wzrost wynagrodzeń jest poniżej inflacji. Odwrotnie jest w Polsce, gdzie średnia pensja rosła szybciej niż ceny, a bezrobocie jest na minimalnym poziomie.