Bronisław Stoch, ojciec naszej największej, medalowej nadziei zdradził nam tajemnicę sukcesu jego syna - Kamila Stocha: „Jest dobrze rozwinięty. Nie tylko fizycznie, ale też psychicznie, intelektualnie. Jest dojrzałym facetem, zna pewne wartości. Jest dobrze zorientowany w życiu. On sam nie lubi histeryzować, nie lubi wyskakiwać poza normę. Może ta normalność jest nudna, może nie jest teatralna i chwytliwa medialnie, ale mi się wydaje, że życiowo jest rozsądna, fajna. Może się podobać innym ludziom” - mówi Bronisław Stoch. "Kamil powiedział, że nie musi bronić medali, bo jemu nikt ich nie zabierze. Nie jest na pozycji defensywnej, że musi ich kurczowo pilnować" - tak o obronie olimpijskiego złota mówił gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Ojciec zawodnika przyznaje, że będzie kibicował swojemu synowi w domu: "Niektóre media chciały się wcisnąć w zakątek naszego przeżywania, ale nigdy na to nie szliśmy. Nie lubimy szopki. Nie wszystko jest na sprzedaż, są pewne reakcje, jest swobodna atmosfera, która pozwala nam na to, na co pozwala aura prywatna. Pod własnym dachem człowiek zawsze może się swobodnie zachować" - mówi Bronisław Stoch. Przyznaje też, że nie ma żadnych rytuałów przed startami syna: „Staramy się nie wikłać w nawyki, czy przymusowe czynności. Po prostu staramy się w każdym momencie reagować naturalnie.(...) Staramy się, żeby nasze reakcje nie wykraczały poza pewną granicę przyzwoitości" - mówi ojciec Stocha. "Na razie dajemy mu święty spokój i pozwalamy mu się całkowicie skupić, włącznie na sportowych sprawach" - odpowiada na pytanie, czy przed zawodami będzie kontaktował się z synem.

Marcin Zaborski, RMF FM: Mierzymy dzisiaj bardzo wysoko, zaglądamy do Zębu pod Zakopanem, a w zasadzie nad Zakopanem. Tam Bronisław Stoch. Dobry wieczór.

Bronisław Stoch: Witam wszystkich Państwa w studiu i wszystkich Słuchaczy.



Psycholog, ojciec Kamila Stocha i w najbliższych dniach jeden z najbardziej zestresowanych ludzi w Polsce. Wszystko się zgadza?

No tak, trudno się uwolnić od stresu, od napięcia, od niepokoju, bo wiadomo, że skoki to nie jest golf, ale też skoki są strasznie kapryśne i wiemy, ile niosą ze sobą niespodzianek. Czasem fajnych, czasem też bardzo przykrych. Dlatego musimy siedzieć jak na szpilkach. Ale nauczyliśmy się już trochę, bo to są nasze czwarte igrzyska, także troszeczkę już mamy wprawę, troszeczkę mamy treningu psychologicznego. Może jakoś i teraz to zdzierżymy...

No właśnie, po triumfie Kamila w turnieju Czterech Skoczni mówił pan niedawno tak: "Ja zawsze się denerwuję, bo jestem nie tylko kibicem, ale też przecież ojcem". 

Przede wszystkim. 

To jaki ma pan sposób na tremę? Bo trochę tej tremy, tego stresu będzie teraz.

My, jeżeli chodzi o jakieś aspiracje, jakieś oczekiwania w stosunku do sportowych osiągnięć, to nie mamy, nigdy nie mieliśmy... Wydawało nam się, że jest tyle nacisków, tyle innych oczekiwań ze strony kibiców, ze strony organizatorów, ze strony przecież też i działaczy i trenerów, także my akurat w tę stronę nigdy nie parliśmy, staraliśmy się go tylko wspierać w tej aktywności, którą on wybrał, i staraliśmy się też go wspierać wtedy, kiedy mu nie szło. Nigdy nie naciskaliśmy, w każdym razie, w stronę jakichkolwiek sukcesów. 

I będzie pan teraz wspierał...

Oczywiście bardzo się cieszyliśmy i bardzo dużo radości sprawiało nam każde jego osiągniecie. A w sporcie jest tak, że niestety trzeba się bardzo napracować, bo ta akurat aktywność nie lubi ściemy i tutaj liczą się autentyczne talenty, zdolności, możliwości, predyspozycje danego dnia. No i trochę szczęścia. Bo gdzie jak gdzie, ale w skokach jednak troszkę szczęścia gra rolę.

Domyślam się, że w kalendarzu zaznaczył pan już wszystkie momenty, kiedy nie wolno panu przeszkadzać, bo patrzy pan na Pjongczang. No właśnie, to będzie rodzinne, kameralne kibicowanie i oglądanie? Czy raczej pospolite ruszenie i drzwi do domu nie będą się domykały?

Tak chciały niektóre media, wcisnąć się w zakątek naszego przeżywania prywatnego, ale...

Ale nie dacie się?

Nie, nigdy na to nie szliśmy. Nie lubimy szopki, nie lubimy... Zresztą mamy taką świadomość, że nie wszystko jest na sprzedaż. Że są pewne reakcje, swobodna atmosfera, która pozwala nam na to, co pozwala aura prywatna. Pod własnym dachem zawsze się człowiek może w jakiś sposób swobodnie zachować. Dlatego pozwalamy sobie na...

Ale zdradzi pan, czy są jakieś rytuały, które muszą być zachowane: wtedy, kiedy kibicujecie, w tym rodzinnym, kameralnym gronie?

Nie, nie mamy takich rytuałów. Nie nabyliśmy ich i staramy się też nie fetyszyzować, nie wikłać się w takie właśnie nawyki czy przymusowe czynności czy rytuały. Po prostu staramy się w każdym momencie naturalnie reagować. I staramy się też nie histeryzować w momencie, kiedy dzieje się bardzo dobrze albo kiedy dzieje się też niezbyt dobrze. Przynajmniej tak się staramy, żeby nasze reakcje nie wykraczały poza pewną granicę przyzwoitości - tak bym to nazwał. 

No tak, wiadomo, że zawodnicy jadą na igrzyska po medale, ale pan nie lubi nakręcania emocji wokół tych medalowych ambicji. Ale nie da się troszeczkę od tego uciec...

Nie no, wiadomo, że chłopcy tam jadą, żeby startować i osiągnąć maksymalnie dobry wynik. Każdy sportowiec przecież pracuje po to, żeby coś w życiu osiągnąć. My wszyscy zresztą pracujemy i w życiu zawodowym, i w życiu jeszcze innym... Próbujemy zdobywać coraz to wyższe umiejętności, itd. Tutaj ten proces jest zawsze nagradzany, prawda? Sprawdzamy w trakcie wielkich imprez, w trakcie zawodów. Oni mają właśnie te sprawdziany i mają później ewentualną gratyfikację w postaci różnych trofeów, różnych dodatkowych korzyści, niekoniecznie ekonomicznych, ale też i społecznych i emocjonalnych...

...Jasne, a z punktu widzenia psychologii, panie Bronisławie? To, że...

...My wszyscy wiemy o tym, że tak jest.

...To, że broni się mistrzowskiego tytułu, bardziej pomaga czy raczej ciąży, uwiera, utrudnia sprawę?


Proszę zwrócić uwagę, że Kamil się wypowiedział w tej kwestii. Powiedział, że o nie musi bronić, bo jemu nikt nie zabierze tych medali, także on nie jedzie z takiej pozycji defensywnej, że ma czegoś kurczowo pilnować, tylko ma ewentualnie coś jeszcze w życiu osiągnąć. Czyli jakiś postęp, jakiś dodatkowy element, który mu pomoże uczynić krok naprzód. Nie wiem, czy on coś zdobędzie. Jeśli tak, to będziemy się wszyscy bardzo cieszyć i gratulować. Ale na pewno będzie się starał wykonać to, co umie, jak najlepiej. Jeśli oczywiście warunki mu pozwolą - będzie dobrze. 

Zrobił swoje dokładnie 4 lata temu, 9 lutego, na poprzednich igrzyskach. Wtedy gratulowaliśmy, wtedy się cieszyliśmy. I wtedy sprawozdawcy telewizyjni mówili tak: "Można zwariować ze szczęścia". Kamil Stoch poleciał po złoto, ale nie zwariował jak się wydaje. Jak to jest, że on wciąż, jak pan podkreśla, jest normalnym, zwyczajnym chłopakiem?

Jest dobrze rozwinięty. Nie tylko rozwinięty, że tak powiem, fizycznie, ale i psychicznie, intelektualnie. Jest dojrzałym facetem, zna pewne wartości. Jest dobrze zorientowany też w życiu. Zresztą on sam, tak jak my chyba też, nie lubi histeryzować, nie lubi wyskakiwać poza normę. To chyba wszystko. Myślę, że właśnie taka normalność... może jest nudna, może nie jest taka teatralna, może nie jest taka chwytliwa medialnie, ale mi się wydaje, że życiowo jest rozsądna, jest fajna, jest też taka, która innym ludziom może się podobać, może nie wszystkim.

Cały czas namawia pan dziennikarzy, żeby nie koncentrowali się na Kamilu. Trochę rozumiem to tak, że i dziennikarze, i kibice mogą pomóc budować polską drużynę.

Wspaniale właśnie, że media mnie troszkę posłuchały, bo ja już chyba od paru lat bardzo usilnie apeluję do mediów, żeby rozpraszali tę uwagę, bo raz, że to jest bardzo ciekawy taki proces budowania pewnej mozaiki, różnych przeżyć, różnych informacji, różnych też wrażeń, ale też jest wychowawcze. Ono też oddziałuje na motywację u innych zawodników. Po prostu docenia się ich, docenia się ich pozycję, ich wysiłek, ich możliwości też. To dobrze działa na zawodników. Ja o tym wiedziałem i bardzo się cieszę, że media to zrozumiały.

Jutro pierwszy konkurs indywidualny. Będzie pan jeszcze rozmawiał do tego czasu z Kamilem?

Nie wiem, czy możemy się komunikować, czy mamy kontakt w ogóle, bo jeszcze nie sprawdzaliśmy przez komórkę. Mam nadzieję, że poprzez SMS będziemy mogli się komunikować. Na razie dajemy mu święty spokój i pozwalamy mu się całkowicie skupić wyłącznie na tych wewnętrznych, sportowych sprawach i sportowej motywacji.

To jeśli się uda, proszę przekazać, że Słuchacze RMF FM trzymają mocno kciuki.

Bardzo wszystkich serdecznie, gorąco pozdrawiamy: Słuchaczy RMF i fajne radio RMF.