Kamila Lićwinko za kilka dni w czeskiej Pradze powalczy o medal halowych Mistrzostw Europy w skoku wzwyż. W tym sezonie Polka poprawiła już rekord kraju wynikiem 2,02. Świetne wyniki to rezultat owocnej współpracy z trenerem i jednocześnie mężem Michałem Lićwinko. Jego zdaniem nasza zawodniczka jest gotowa, by skakać jeszcze wyżej.


Ciężko jest rozdzielić relację trener-zawodnik od relacji mąż-żona. W końcu w pierwszym wypadku jedna osoba jest szefem, a druga ma wykonywać zadania. Za to w małżeństwie lepiej zachować równowagę.

Wiadomo, że współpracę trzeba oprzeć na rozdziale pracy od związku małżeńskiego. Nie możemy mieszać tych dwóch rzeczy. Na razie nam się to udaje. Współpracuje nam się bardzo fajnie sportowo i jeszcze lepiej w małżeństwie. Dobrze jest pracować z żoną. Niektórzy mówią mi, że to bardzo ciężkie i że mi współczują. Ja akurat jestem zadowolony, że możemy razem pracować i odnosić sukcesy.

A łatwo jest w domu pomijać rozmowy na temat choćby porannego treningu?

Na szczęście umiemy to oddzielić i o treningu nie rozmawiamy, ale na co dzień oglądamy zawody lekkoatletyczne i na ten temat jest w domu obecny. O treningu w czasie prywatnym zapominany. Mamy taką umowę, że nie przynosimy pracy do domu. Rezygnujemy z tej zasady tylko w ostateczności.

Wyniki Kamili Lićwinko w zimowym sezonie są fantastyczne, ale wydaje mi się, że kibice tego halowego okresu do końca nie doceniają.

Coś w tym jest. Ludzie myślą, że hala to coś słabszego, gorszego. W skoku wzwyż to jednak bardzo ważny etap przygotowań i przede wszystkim możliwość sprawdzenia, czy praca idzie w dobrym kierunku. Ja nie odpuściłbym startów w sezonie halowym dla dłuższych przygotowań do sezonu letniego. Trenuje się po to, by startować w krótkiej perspektywie czasu nie za pół roku - to ważne, by sportowcowi towarzyszyło takie nastawienie. Może do tej halowej części sezonu nie szykujemy się na sto procent, ale oczywiście chcemy być przygotowani na osiąganie dobrych rezultatów.

Skoro mówi pan, że nie są to przygotowania na maksymalnym poziomie, a Kamila Lićwinko wynikiem 2,02 metra poprawiła rekord Polski, to strach się bać. Latem będzie można coś do tego dołożyć.

Miejmy nadzieję, bo to nasz cel. Chcemy ten wynik ciągnąć do góry. Jeśli zdrowie dopisze i nie przytrafi się nic takiego jak w poprzednim letnim sezonie to myślę, że Kamila latem będzie skakała jeszcze wyżej.

Biorąc pod uwagę ostatnie rezultaty Kamili to plan na Halowe Mistrzostwa Europy w Pradze może być tylko jeden - podium.

Plan jest bardzo krótki - oddawać dobre technicznie skoki. Nie celujemy w żadne miejsce i w żaden wynik. To zależy od bardzo wielu rzeczy - nawierzchni, skoczni, dyspozycji dnia. Nasze nastawienie dotyczy więc jedynie dobrych skoków. A jaki to będzie wynik to się okaże dopiero w konkursie. Jeżeli ktoś będzie lepszy i skoczy wyżej to nic na to nie poradzimy.

A temperatura w hali też może odegrać jakąś rolę?

Oczywiście. To ma wpływ na wyniki. Jest dużo zasad dotyczących tego jak temperatura wpływa na trening i zawody. Mówiąc najprościej - jeśli jest chłodno, a konkurs trwa półtorej godziny to ciężko jest utrzymać temperaturę mięśni i być gotowym do każdego skoku. To kosztuje dużo energii. Marnuje się ją nie na skok tylko utrzymanie mięśni w odpowiednim stanie. Jeśli jest cieplej to wszystko jest łatwiejsze. Można spokojnie odpoczywać pomiędzy skokami i skupić się na samej próbie.

Każdy skok też kosztuje określoną ilość sił. Przy której próbie u Kamili Lićwinko następuje to apogeum, w którym stać ją na najlepsze skoki?

Myślę, że najlepsze skoki Kamili zaczynają się od piątej próby. Końcową granicę trudno mi określić. Skupiliśmy się na tym by w czasie konkursu oddawać jak najmniej skoków. Chcemy jak najmniejszym nakładem sił dochodzić do tych granicznych wysokości.