Nie zamierzam tolerować żadnych zaniechań i niechlujstwa, nawet jeśli dotyczą one dobrych ministrów mojego rządu - tak premier Donald Tusk uzasadnił dymisję ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. I zapowiedział kolejne odwołania. To efekt wczorajszego samobójstwa Roberta Pazika, skazanego za porwanie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika. Wcześniej za kratami powiesili się dwaj pozostali skazani w tej sprawie.

Zgodnie z zapowiedzią szefa rządu, stanowiska stracą w konsekwencji wczorajszych wydarzeń również wiceminister sprawiedliwości Marian Cichosz, prokurator krajowy Marek Staszak, szef Służby Więziennej gen. Jacek Pomiankiewicz i dyrektor Zakładu Karnego w Płocku Artur Kowalski.

Donald Tusk twierdzi również, że ma dwóch kandydatów na następcę Zbigniewa Ćwiąkalskiego, ale będzie z nimi dopiero rozmawiał. Po tych rozmawach nazwisko nowego szefa resortu sprawiedliwości jako pierwszy pozna prezydent Lech Kaczyński.

Premier zgodził się również na powołanie komisji śledczej, która miałaby wyjaśnić okoliczności porwania i zabójstwa biznesmena Krzysztofa Olewnika. Dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki zastanawia się skąd ta aktywność szefa rządu i przedstawi kilka hipotez:

Ćwiąkalski: Moja dymisja ma charakter wizerunkowy

Z politykami jest tak, jak z saperami: saper myli się raz, ale ja nie czuję się winny, nie widzę mojej winy w tym, co się stało. Już mówiłem, że w ubiegłym roku było znacznie mniej śmierci samobójczych w więzieniach niż w latach 2006-2007 - mówił Ćwiąkalski po spotkaniu z premierem. Podkreślił, że jego dymisja nie miała nic wspólnego z argumentami merytorycznymi. Przyznał, że ugiął się pod presją - jak stwierdził - histerii politycznej. Trudno jest wytrzymać taki atak ze wszystkich stron, w szczególności w sytuacji, kiedy on jest niezasłużony - powiedział Zbigniew Ćwiąkalski:

Donald Tusk przyjął podobno rezygnację szefa resortu sprawiedliwości szybko i ze zrozumieniem, ale nie zarzucił Zbigniewowi Ćwiąkalskiemu poważniejszych błędów. To jest najsensowniejsze, co w tej sytuacji można było zrobić - tłumaczył minister, podkreślając, że nie ma żalu do premiera za przyjęcie jego dymisji:

Dodał, że nie jest przygnębiony sytuacją, bo nigdy nie czuł się politykiem, a po odejściu z polityki będzie mógł wrócić do zawodu - jest adwokatem. Zbigniew Ćwiąkalski zapewnił również, że postępowanie w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika będzie toczyć się z równą intensywnością niezależnie od tego, kto obejmie stanowisko ministra sprawiedliwości. Jednak jego zdaniem, nie należy oczekiwać pociągnięcia do odpowiedzialności osób z najwyższych kręgów władzy.

Zbigniew Ćwiąkalski pozostanie ministrem sprawiedliwości do czasu podpisania jego dymisji przez premiera i prezydenta - wyjaśnił rzecznik resortu. Może to potrwać kilka dni. Możliwe również, że Donald Tusk po zatwierdzeniu dymisji poprosi Ćwiąkalskiego, by pełnił obowiązki ministra do czasu wyznaczenia następcy.

Premier był wściekły

Wyjaśnienia Zbigniewa Ćwiąkalskiego, jakoby jego dymisja była najlepszym i dobrowolnym wyjściem z sytuacji, wydają się mało przekonujące, tak jak mało przekonująco minister mówił wczoraj o gotowości odejścia ze stanowiska. Zdawał się bagatelizować wydarzenia w płockim więzieniu. I to był gwóźdź do jego ministerialnej trumny. Rozeźlony postawą swojego ministra premier zdecydował, że Ćwiąkalski musi odejść z rządu.

Donald Tusk miotał podobno ostre słowa na temat tego, kto i jak powinien pilnować więźniów związanych ze sprawą porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika i kto ponosi odpowiedzialność za przebieg wydarzeń. W decyzje premiera wkradła się jednak również chłodna kalkulacja. Szef rządu uznał, że trzecie samobójstwo w jednej sprawie może przysporzyć jego gabinetowi kłopotów i negatywnych komentarzy. By je uciszyć, rozstał się z Ćwiąkalskim. Ta dymisja da premierowi okazję do mówienia o europejskich normach i nowych standardach, jakie wytycza jego rząd.

Decyzję o dymisji Zbigniewa Ćwiąkalskiego prezydencki minister Michał Kamiński skomentował krótko: Premier przyznał rację prezydentowi. Przypomniał również, że Lech Kaczyński od początku nie pochwalał nominacji Zbigniewa Ćwiąkalskiego na szefa resortu sprawiedliwości:

Zdaniem Michała Kamińskiego, o losie ministra sprawiedliwości zadecydowały sondaże, z których wynika, że Polacy pochwalaliby powołanie komisji śledczej ws. samobójstw sprawców śmierci Krzysztofa Olewnika. PO była tej komisji przeciwna. Natomiast pewnie trzeba było poświęcić ministra Ćwiąkalskiego i premier to zrobił. Tutaj akurat dobrze się stało, że pan premier posłuchał wczorajszych apeli Zbigniewa Ziobro oraz apeli Prawa i Sprawiedliwości - stwierdził prezydencki minister.

Tajemnice zabrali do grobu

Okoliczności samobójczej śmierci Roberta Pazika - trzeciego ze skazanych za porwanie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika - bada prokuratura w Ostrołęce. Sprawą zajmuje się również specjalna wewnętrzna komisja, powołana przez dyrektora generalnego Służby Więziennej, gen. Jacka Pomiankiewicza. Pazik osadzony był w płockim więzieniu jako więzień szczególnie niebezpieczny. Siedział w pojedynczej celi, monitorowanej przez kamery. Ale oko kamery nie dociera do kącika sanitarnego.

Tam właśnie powiesił się Pazik. Strażnicy znaleźli jego ciało w poniedziałek o godzinie 4:40 rano zaniepokojeni tym, że więźnia nie widać na monitorach. Kiedy otworzono celę, jego ciało wisiało na prześcieradle. Wcześniej za więziennymi kratami powiesili się dwaj inni sprawcy porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Wojciech Franiewski targnął się na swoje życie w areszcie w Olsztynie w czerwcu 2007 roku. Sławomir Kościuk powiesił się w celi więzienia w Płocku w kwietniu 2008 roku.

Krzysztof Olewnik, 27-letni syn przedsiębiorcy z mazowieckiego Drobina, został porwany w październiku 2001 roku. Sprawcy zażądali okupu, kilkadziesiąt razy kontaktowali się też z jego rodziną. W lipcu 2003 roku przekazano im 300 tysięcy euro, ale do uwolnienia Olewnika nie doszło. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu przez porywaczy okupu mężczyzna został zamordowany. Jego ciało odnaleziono dopiero po pięciu latach od porwania i trzech od zabójstwa.