Po spotkaniu z dyrektorem szpitala we Włocławku NFZ wycofuje się z decyzji o ograniczeniu kontraktu lecznicy, w której zmarły nienarodzone bliźnięta. Nie oznacza to jednak, że szpital uniknie kary – Fundusz cały czas podtrzymuje wnioski o nieprawidłowościach, do których doszło tej nocy, gdy zmarły. Kontrola wykazała między innymi, że na oddziale było wtedy zbyt mało personelu, a cesarskie cięcie wykonano za późno.

NFZ podzielił się wnioskami z kontroli we włocławskim szpitalu dzisiaj rano. Jednym z ważniejszych wątków były istotne dziury w grafikach - w lecznicy miało dochodzić do sytuacji, w których lekarze nie byli na dyżurach, choć według rozpiski powinni. W związku z tym Fundusz zadecydował o ograniczeniu kontraktu szpitala przez obniżenie stopnia referencyjności oddziałowi położniczo-ginekologicznemu z poziomu drugiego na pierwszy. Oznaczałoby to, że na oddział mogłyby być przyjmowane tylko pacjentki zdrowe i z niegroźnymi nieprawidłowościami ciąży. Trudniejsze przypadki trzeba byłoby odsyłać do innych szpitali.

Po rozmowach z dyrekcją włocławskiego szpitala NFZ postanowił jednak uchylić decyzję. Mamy zobowiązanie pana dyrektora, że godziny, w których lekarze powinni pracować w szpitalu będą rzeczywistymi godzinami pracy, w których będą obecni - mówił naszemu reporterowi Jan Raszeja, rzecznik NFZ. Dodał, że Fundusz będzie bardzo uważnie monitorował grafiki w szpitalu. 

Kary i tak będą

Decyzja NFZ o ograniczeniu kontraktu nie oznacza jednak, że szpital uniknie kary. Kontrola wykazała, że szereg innych nieprawidłowości dotyczących nocy, gdy zmarły bliźnięta. Według Funduszu na oddziale dyżurowała wtedy tylko jedna położna, która opiekowała się aż 15 pacjentkami. Stwierdzono też braki sprzętowe (tylko dwa aparaty do wykonywania badania KTG) oraz uchybienia dotyczące częstotliwości badań płodów. Wreszcie, według konsultantów ds. położnictwa i ginekologii, cesarskie cięcie powinno zostać wykonane zaraz po tym, jak u bliźniąt stwierdzono brak tętna - zamiast tego zabieg przełożono na godziny poranne.

Dyrektor szpitala we Włocławku, Krzysztof Malatyński w specjalnym oświadczeniu odpierał te zarzuty. Według niego w nocy z 16 na 17 stycznia (kiedy zmarły bliźnięta) na oddziale dyżurowało 7 położonych, nie było też braków sprzętowych. Dyrektor stwierdził, iż w jego ocenie wnioski NFZ są nieprawdziwe.

Mimo to, wszystko wskazuje na to, że szpital będzie musiał ponieść konsekwencje. Fundusz zapowiada, że w najbliższych dniach podejmie decyzję o ukaraniu placówki - najprawdopodobniej będzie to kara finansowa, choć NFZ może w skrajnych przypadkach zadecydować nawet o zerwaniu kontraktu ze szpitalem.

34-letnia matka bliźniąt została przyjęta do szpitala 16 stycznia tego roku. Jeszcze tego dnia miała przejść cesarskie cięcie. Zabieg przełożono jednak następnego dnia. Ok. godziny 2 w nocy tętno u dzieci całkowicie zanikło. Mimo to, lekarze nie zdecydowali się na natychmiastowe przeprowadzenie cesarskiego cięcia. Operację wykonano rano. Dzieci urodziły się martwe. Ojciec bliźniąt zawiadomił o sprawie prokuraturę, która wszczęła śledztwo.

Osobną kontrolę zarządził NFZ. Już wcześniej inspektorzy funduszu stwierdzili, że zniknęły zapisy z dwóch urządzeń USG, które zostały użyte do badania matki bliźniąt. Wszystko wskazuje na to, że dane zostały usunięte celowo. Dopiero teraz NFZ całkowicie zakończył kontrolę.

W opinii konsultantów ds. ginekologii, którzy współpracowali z Funduszem podczas kontroli, cesarskie cięcie powinno zostać przeprowadzone natychmiast, kiedy tylko stwierdzono brak tętna u płodów. Jednym z największych błędów miało być czekanie z zabiegiem aż do rana.

(mpw)