Pomysł wprowadzenia leku za złotówkę dla ubezpieczonych po 65. roku życia jest tylko pozorną pomocą dla emerytów - uważa opozycja. Posłowie z koalicji twierdzą jednak, że pomysł osłoni najuboższych. Dziś Sejm przyjął nowelizację ustawy o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym.

Według nowelizacji leki za złotówkę przysługiwać będą każdej ubezpieczonej osobie, która ukończyła 65 lat i ma wystawioną przez lekarza receptę na lek z listy. Wykaz ma być corocznie opracowywany przez ministra zdrowia po zasięgnięciu opinii Naczelnej Rady Lekarskiej i Naczelnej Rady Pielęgniarskiej. Wykazem mogą być objęte leki ujęte w wykazie leków podstawowych.

Głosowanie nad nowelizacją porzedziłą debata. W jej czasie na ministerialnych propozycjach suchej nitki nie zostawiła Elżbieta Radziszewska z PO. Jej zdaniem lista leków za złotówkę jest "ułomna, kulawa, niepełna". To jest naprawdę knot, to jest robienie ludziom wody z mózgów – że coś będzie bardziej dostępne, kiedy ta lista jest bardzo ograniczona - mówiła Radziszewska.

Wiceminister zdrowia Aleksander Nauman replikował, że leki z tej listy są szansą dla tych, którzy nic nie biorą, ale nieco pogubił się w zeznaniach: raz mówił, że lista jest dobra, została sporządzona zgodnie ze standardami WHO, a potem twierdził, że to dopiero projekt.

Na liście „leków za złotówkę” znalazły się głównie leki za... 2,5 zł. Ponadto - argumentowała posłanka PO - minister zdrowia nie wie, jakie leki kupują pacjenci po 65. roku życia. Więc jak można mówić, że leki na tej liście to są te, które pacjenci będą kupować. A gdzie są leki dla pacjentów, którym zagraża udar, niedokrwienie, krwotok lub są już po udarze? Ułudą byłoby myśleć, że jest tam choć jeden - mówiła Radziszewska. Większość leków z listy jest stosowana w chorobach kardiologicznych i układu oddechowego.

Sejmowej debacie przysłuchiwała się reporterka RMF Beata Lubecka. Posłuchaj:

06:15