Tydzień temu wybrałem się do kawiarni na śniadanie. Chciałem połączyć przyjemne z pożytecznym - zjeść coś i napisać tekst na bloga. Szybko okazało się to jednak niemożliwe. Dookoła było pełno dzieci, które wesoło biegały pomiędzy stolikami, hałasowały, bawiły się, jak gdyby nigdy nic. Do tego większość z nich była wyposażona w tablety, które wygrywały ogłupiające wesołe melodyjki. Rodzicie, najwyraźniej przyzwyczajeni do takich zachowań, najspokojniej w świecie pochylali się nad swoimi talerzami i filiżankami. A myszy harcowały…

Tydzień temu wybrałem się do kawiarni na śniadanie. Chciałem połączyć przyjemne z pożytecznym - zjeść coś i napisać tekst na bloga. Szybko okazało się to jednak niemożliwe. Dookoła było pełno dzieci, które wesoło biegały pomiędzy stolikami, hałasowały, bawiły się, jak gdyby nigdy nic. Do tego większość z nich była wyposażona w tablety, które wygrywały ogłupiające wesołe melodyjki. Rodzicie, najwyraźniej przyzwyczajeni do takich zachowań, najspokojniej w świecie pochylali się nad swoimi talerzami i filiżankami. A myszy harcowały…
Savoir-vivre: dzieci w kawiarniach i restauracjach /DPA/McPHOTO /PAP/EPA

Wszyscy zgodzimy się, że trudno byłoby dziś zakazać rodzinom z dziećmi przychodzenia do kawiarń i restauracji. Nie w tym rzecz. Mijałoby się to zupełnie z ideałami wzajemnego szacunku, które powszechnie wyznajemy. Jak więc rozwiązać ten problem? Moim zdaniem prosto: nie akceptując “dziecięcych" zachowań w tych miejscach. Nie tylko biegania czy używania wspomnianego tabletu z ustawioną na maksymalnym poziomie głośnością, ale także hałaśliwych rozmów czy dzikich ryków podczas wznoszenia toastu, co dotyczy dorosłych. Wróćmy jednak do najmłodszych.

Jestem głęboko przekonany o tym, że współżycie z sobą w jednej przestrzeni jest możliwe dzięki temu, że przestrzegamy pewnych zasad. Czy ktoś wyobraża sobie bezpieczne i komfortowe poruszanie się po ulicy bez obowiązywania odpowiednich przepisów? W takich miejscach, jak restauracja czy kawiarnia jest podobnie, tyle że zamiast kodeksu ruchu mamy zasady savoir-vivre’u i dobrego wychowania. Mówiąc najkrócej: nie czyń komu, co tobie nie miłe.

Zaryzykuję tezę, że większość osób przychodzi do restauracji i kawiarń z powodów towarzyskich, a nie fizjologicznych. Zaspakajania głodu czy pragnienia jest zazwyczaj drugorzędne. Na pierwszym planie jest raczej wspólne spędzanie czasu, rozmowa czy załatwianie interesów. Cała przyjemność polega na tym, że można się takim aktywnościom oddać bez reszty, bo ktoś za nas ugotuje, za nas zaparzy kawę, poda nam, a nawet posprząta. My możemy się skupić wtedy zupełnie na czymś innym. A zatem, jeśli do kawiarni przychodzę po to, aby nie zajmować się niczym innym, tylko rozmową z długo niewidzianym znajomym albo dyskusją o wspólnym projekcie z partnerem biznesowym, to czy muszę narażać się na to, że ktoś mi ten komfort naruszy? Nie.

Wielu rodziców w Wielkiej Brytanii - opowiadała mi moja koleżanka, która “na Wyspach" mieszka od paru lat - traktuje wyjście do restauracji jako sposób na uwolnienie się od rodzicielskich obowiązków. Niezły pomysł, ale sprawdzi się tylko w sytuacji, gdy dana kawiarnia lub restauracja dysponuje specjalnym kątem dla najmłodszych. Takie lokale nierzadko też zatrudniają animatora zabaw, który organizuje czas najmłodszym i dba o ich bezpieczeństwo. Nie raz umawiałem się w takim miejscu z moją przyjaciółką, kiedy na spotkania musiała zabrać swoją córeczkę.

Bardzo często wspomniane “uwalnianie się od obowiązków" wygląda jednak inaczej. Rodzice robią swoje, a dzieciaki - swoje. Na takie zachowanie nie można się zgadzać. Oczywiście, jeśli ktokolwiek ponosi odpowiedzialność za zachowanie najmłodszych, to ci, którzy je wychowują. Dzieci nieustannie sprawdzają, gdzie leżą granice. Jeśli ich się nie wyznaczy - swobodnie je przekraczają. 

W tym miejscu dyskusji na pewno zechcą zabrać głos obrońcy dziecięcej swobody, prawa do wyrażania siebie, idei, by dzieci nie wtłaczać w sztywne ramy dorosłego życia... Cóż, jestem ciekaw, jak ich zdaniem tak wychowane dziecko poradzi sobie w przyszłości w życiu zawodowym, które przecież wiąże się z przeróżnymi przymusami. Jeden z nich to konieczność dostosowania się do zasad panujących w danej firmie. Inny - konieczność wykonywania poleceń szefa.

Sięgnijmy po inny przykład. Jeden z moich klientów, prezes ogromnej firmy, buduje obecnie ośrodek wczasowy. Ma to być jeden z najbardziej prestiżowych tego typu obiektów w Polsce. Miejsce oczywiście jest przeznaczone dla rodzin. Jak zdradził mi wspomniany przedsiębiorca, na terenie kompleksu będzie sala restauracyjna, do której wstęp będą mieli jedynie dorośli. Dlaczego? Aby mieli pewność, że będą mogli wypić kawę albo lampkę wina czy koniaku w spokoju. Wydaje mi się, że taka decyzja nie wynika z jego widzimisię, lecz z potrzeb przyszłych klientów, które przedsiębiorcy rozpoznają odpowiednio wcześnie.

Moja znajoma, mama trzylatka, podzieliła się ze mną swoim rozwiązaniem. Do kawiarń i restauracji ze swoim synkiem chodzi od pierwszych miesięcy jego życia. Po pierwsze, zawsze zwraca uwagę na to, czy miejsce jest przeznaczone dla dzieci: czy posiada odpowiednie krzesła, kącik zabaw, kredki, ale także, czy stoliki są rozmieszczone w odpowiedniej odległości od siebie - tak, aby dziecko nie przeszkadzało innym. Po drugie, jak tłumaczy: “Kiedy dziecko płacze lub robi sceny, należy z nim wyjść do innego pomieszczenia i poczekać aż się uspokoi, zamiast fundować innym spektakl o trudach i znojach życia rodzicielskiego. Większość rodziców tymczasem zostaje przy stolikach i nie widzi najmniejszego problemu". Dodaje też: “Jeśli od czasu do czasu mam szansę wyjść z mężem albo znajomymi do restauracji sama, bo naszym synkiem zajmuje się babcia, to nie chcę być narażona na podobne sytuacje płaczu, krzyku, hałasu, bieganiny itd.". Nic dodać, nic ująć.

O mamach decydujących się przewijać swoje dzieci na kawiarnianych stolikach, informując swoje towarzystwo, czy to “jedynka", czy też “dwójka" (widziałem na własne oczy i słyszałem na własne uszy) nie będę się rozpisywać, bo ocena takiego zachowania wydaje się chyba oczywista.

Podsumujmy. Jedną z najważniejszych zasad savoir-vivre’u moglibyśmy sformułować w taki sposób: nie sprowadzaj kłopotów na siebie i nie funduj ich innym. A zatem:

Drogi Rodzicu,

1. Wybieraj lokale, w których Ty i Twoje dziecko będziecie się czuli dobrze i w których nie będziecie krępować innych: par, które przyszły na romantyczną randkę, starszych i młodszych, którzy przyszli porozmawiać, biznesmenów, którzy muszą załatwić parę spraw.

2. Ucz swoje dziecko, jak należy zachowywać się w restauracji. Zacznij już w domu. Daj mu dobry przykład. Pamiętaj, że zamiast obsługi telefonu czy tabletu, lepiej uczyć posługiwania się sztućcami. 

3. Jeśli dziecko płacze, krzyczy lub źle się zachowuje - wyjdź z nim do innego pomieszczenia. Nie każ innym uczestniczyć w tym zdarzeniu.

4. Nie pozwalaj, by dziecko przeszkadzało innym: głośnym słuchaniem muzyki, krzykiem, hałaśliwą zabawą, bieganiem.

5. Jeśli to trudne lub niemożliwe, to może lepiej w pewnym wieku nie fundować sobie stresu i zostać w domu. Albo nie fundować stresu innym (jeśli Ty sam już się przyzwyczaiłeś) i... też zostać w domu.

6. Wszyscy wiemy, że Twoje dziecko jest dla ciebie całym światem. To wspaniałe i piękne. Dla całego świata jest jednak wyłącznie twoim dzieckiem. Pamiętaj o tym.

Na koniec życzę Czytelnikom udanego weekendu. I zachęcam, by jutro pójść na wybory.