Siła uroczystości pogrzebowych Jana Pawła II tkwi w ich prostocie – mówi Marek Zając z „Tygodnika Powszechnego”. Już od dłuższego czasu papieże rezygnują z blasku władzy świeckiej. Zbliżają się tym samym do ewangelicznego wezwania do ubóstwa.

Konrad Piasecki: To był pierwszy pogrzeb papieski, który większość z nas obserwowała świadomie. Powiem szczerze: wyobrażałem sobie, że to będzie znacznie bardziej podniosła i niezwykła uroczystość. Ten pogrzeb, to był właściwie zwyczajny pogrzeb?

Marek Zając: Myślę, że siła tej uroczystości tkwi w jej prostocie. Już od dłuższego czasu papieże rezygnują z blasku władzy świeckiej. Zbliżają się tym samym do ewangelicznego orędzia, do wezwania do ewangelicznego ubóstwa. Paradoksalnie, im mniejsza jest świecka władza papieża, im mniej przepyszne są ceremonie, które papieża otaczają, tym większy szacunek otacza kolejnych papieży, tym większym autorytetem cieszą się papieże w całym świecie - nie tylko chrześcijańskim, ale również wśród wyznawców innych religii i niewierzących. Papieża nie nosi się już w lektyce. Papież nie nosi już korony. Papież nie posługuje się liczbą mnogą, majestatyczną, „pluralis majestatis” – „my”, tylko wypowiada się we własnym imieniu. To wszystko sprawia, że autorytet papieski nie maleje, lecz rośnie. Popatrzmy na papieską trumnę – prostą trumnę. Wyryto na niej prosty papieski krzyż z literą „M” – Maryja. Położono na trumnie zwykły, oprawny Ewangeliarz. Prostota tych ceremonii świadczy o ich sile i wielkim autorytecie papieża.

Konrad Piasecki: Proste wydarzenie tej mszy: homilia kard. Josepha Ratzingera – prosta, krótka, być może przez to niezwykła?

Marek Zając: Na pewno. Dziennikarze, którzy stali obok mnie na dachu kolumnady Berniniego, bardzo przeżywali głęboko tę homilię, chociaż w tym czasie pracowali, a na ogół dziennikarze w czasie mszy wyłączają się z jej głównego nurtu. Tym razem ta homilia była powiedziana językiem bardzo prostym, ale przecież taki język chyba najlepiej pasuje do tych chwil i w największym stopniu trafia do odbiorców. Była powiedziana językiem nieteologicznym, ale przedstawiła bardzo głęboką teologię. Przedstawiła Jana Pawła II jako następcę św. Piotra, jako tego, który odpowiada na wezwanie Chrystusa „Pójdź za mną!”; jako tego, który w ostatnich miesiącach życia łączy się z Chrystusem w jego cierpieniu i jako tego, który przez śmierć przechodzi do życia wiecznego, który jest darem Zbawiciela. Trzeba też powiedzieć, że pięknymi elementami w homilii kard. Ratzingera były wątki biograficzne. Wspominał powołanie Karola Wojtyły, w fabryce. Kard. Ratzinger wspominał nawet te wycieczki na kajakach, które z bliskimi sobie młodymi ludźmi kard. Wojtyła odbywał na Mazurach. Najpiękniejszy fragment homilii, czyli jej zakończenie, kiedy kard. Ratzinger wspominał te chwile, kiedy większość z nas po raz ostatni widziała Jana Pawła II, kiedy w niedzielę wielkanocną udzielał błogosławieństwa „Urbi et Orbi” z ostatniego piętra, z okna Pałacu Apostolskiego. Papież próbował coś powiedzieć, ale był już tak ciężko chory i tak osłabiony, że nie mógł wydobyć z siebie głosu i tylko bezgłośnie kreślił w powietrzu znak krzyża. Co powiedział kard. Ratzinger? Kard. Ratzinger powiedział, że możemy być pewni, iż w tym momencie Jan Paweł II stoi w tym oknie, patrzy na nas i błogosławi nas. Wtedy na pl. św. Piotra wybuchł aplauz, burza braw.