​Najpierw populista Władimir Żyrinowski proponował Polsce podział Ukrainy. Niedługo potem prezydent Władimir Putin przypominał, że Lwów, to było polskie, a nie ukraińskie miasto. Cel propagandowy wyznaczony przez Kreml jest jasny i przejrzysty od dawna. Po pierwsze przypominać ludobójstwo Polaków na Wołyniu dokonane rękami UPA, dwa podgrzewać polskie resentymenty wobec przez wieki polskiego Lwowa i Galicji i po trzecie straszyć Ukraińców powrotem "polskich panów".

Do wykonania zadania wyznaczono sprawdzonych towarzyszy, niejakiego Mateusza Piskorskiego, byłego posła Samoobrony nazywanego w  Rosji "znanym polskim ekspertem" oraz mniej znanego Konrada Rękasę z Lublina, którego nazwisko pojawia się na liście "zaprzyjaźnionych dziennikarzy i pr-owców" aresztowanego pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji Stanisława Sz.

Nie mam najmniejszej ochoty opisywania drogi życiowej owych panów, wspomnę jedynie o Piskorskim.

To człowiek od lat wykorzystywany przez Kreml. To pojedzie jako pseudo obserwator na pseudo referendum na Krymie, a to obejrzy i oceni wybory w Rosji jako uczciwe i w pełni demokratyczne, a to założy w Polsce jawnie prokremlowską partyjkę.

Ostatnio wyżej wymienieni towarzysze założyli w Lublinie organizację "Restytucja Kresów" mającą domagać się od Ukrainy zwrotu polskich majątków i nieruchomości, do czego postawę prawna daje stowarzyszenie UE i Ukrainy.
Nie mam wątpliwości, chociaż dowodów nie zobaczymy, że to inicjatywa towarzyszy z Łubianki, a nie ich pomocników w Polsce. Rosyjskie media od tygodnia trąbią o tym, jak to Polacy będą we Lwowie wyrzucać z mieszkań Ukraińców.

Polska jest wolnym krajem i można mieć poglądy jak Piskorski, czy Rękas, ale można też zadawać pytania. Np. kto finansuje wyjazdy Piskorskiego na wschód, jego przeloty i hotele, bo jeżeli państwo rosyjskie , to powinien on jako dochód deklarować to polskiemu fiskusowi.


(md)