Zbliża się coś, co nie będzie zimnym prysznicem dla całej polskiej klasy politycznej. To będzie jak uderzenie młotem po głowie i to po głowie, która niczego nie zauważa i nie rozumie. Zmieniają się wiatry w Europie i Polska jest na prostej drodze, by być ofiarą jak w 1939 roku. Nie chodzi o hekatombę krwi i zniszczenia, tego nie będzie. Polska zostanie pozostawiona i zdradzona jak wówczas, ale nie chodzi o wojnę. Polska stanie naprzeciw rozszerzającej się strefy wpływów Rosji, a mityczny Zachód przehandluje nas bez zmrużenia oka.

Zbliża się  coś, co nie będzie zimnym prysznicem dla całej polskiej klasy politycznej. To będzie jak uderzenie młotem po głowie i to po głowie, która niczego nie zauważa i nie rozumie. Zmieniają się wiatry w Europie i  Polska jest na prostej drodze, by być ofiarą jak w 1939 roku.  Nie chodzi o hekatombę krwi  i zniszczenia, tego nie będzie. Polska zostanie pozostawiona i zdradzona jak wówczas, ale nie chodzi o wojnę. Polska  stanie naprzeciw rozszerzającej się strefy wpływów Rosji, a mityczny Zachód przehandluje nas bez zmrużenia oka.
Polskie flagi /pap/Jakub Kaczmarczyk /PAP

W Polsce o tym cisza, ale od paru miesięcy szef niemieckiej dyplomacji działa na rzecz nowego układu z Moskwą. Niemcy i 15 krajów europejskich wzywają do rozmów z Rosją i podpisania nowego układu o ograniczeniu zbrojeń konwencjonalnych. To Francja, Włochy, Belgia, Austria, Szwajcaria, Holandia, Czechy, Hiszpania, Finlandia, Słowacja, Norwegia, Szwecja, Bułgaria i Portugalia. Prawda, jakie doborowe europejskie towarzystwo! Pomysłodawcą apelu jest Frank-Walter Steinmeier, szef niemieckiej dyplomacji. Z poprzedniego układu zawartego w 1990 roku Rosja się wycofała.

Komentarze w Rosji są ostrożne, bo tu chcą zablokować przerzucanie sił NATO na wschód i budowę elementów tarczy antyrakietowej, a jak twierdzi były urzędnik MON Jewgienij Burzyński, Europa chce rozmawiać o czołgach i armatach, a nie o antyrakietach i bojowych dronach. Niemniej oficjalnie rosyjski MSZ od dawna wzywa do zawarcia nowego traktatu, bo - czego Rosjanie nie ukrywają - ma to doprowadzić do odsunięcia NATO od rosyjskich granic. Rosyjskie media podkreślają, że inicjatywy nie poparła Polska i kraje bałtyckie.

To drobiazg przy innym newsie przemilczanym w Polsce. Niemieckie firmy skupione w grupie "Niemiecka Inicjatywa" sfinansują budowę szybkiej kolei Moskwa - Kazań.  Kontrakt na sumę 3,5 miliarda euro. Jestem gotowy przyjąć zakład, że ani niepodległość państw bałtyckich, ani Ukrainy nie jest warta aż tyle. W Polsce komentatorzy opowiadają bajki jak to z Putinem się nie rozmawia, a inni nie tylko rozmawiają, ale i biznesy robią. I to tylko przykład jeden z wielu, bo przecież nie warto przypominać, że Nord Stream 2 chce budować nie tylko Gazprom, ale i pięć europejskich koncernów gazowych.

Stawiam tezy bezczelne, wiem. Jednak od 10 lat pracuję w Rosji i codziennie słyszę od ludzi niezwykle wpływowych, że Europy już nie ma, że integracja europejska zdechła, a niebawem przyjdzie czas na NATO.

Uważam, że nikt nie kiwnie palcem, jeżeli Moskwa zechce "wyzwolić" rosyjskojęzycznych mieszkańców Łotwy i Estonii. "Daily Mirror" pisze, że Wielka Brytania już zrezygnowała z wysyłania wojsk do Estonii. Czują pismo nosem? W 1939 roku też wiedzieli, że Stalin z Hitlerem zawarli pakt o podziale Polski, dlatego też palcem w bucie nie kiwnęli. Francuzi też wiedzieli i zrzucili na Niemców ulotki. Przeliczyli się trochę, że Hitler ugrzęźnie w Polsce. Pół roku później wybił zęby Francuzom. Nie twierdzę, że Rosja wkroczy do republik bałtyckich, Rosja przekaże, że wkroczyć może i zażąda koncesji. Nie tak dawno szef MSZ Siergiej Ławrow stwierdził, że język rosyjski powinien być językiem nauczania w krajach bałtyckich i w ogóle w dawnych republikach ZSRR. To już bezpośrednia groźba.

Uważam, że wątpliwe jest, by utrzymała się ukraińska państwowość. Elity rewolucji okazały się nie mniej skorumpowane niż poprzednicy. Gospodarczo ten kraj to bankrut. Mentalnie duża część mieszkańców jest gotowa na przyjęcie rosyjskich paszportów i władzy Putina. O tym też w Polsce cisza. Ostatnio w telewizji deputowany Rady Najwyższej z Opozycyjnego Bloku Jewhen Balickij mówił wprost, że z Ukrainy pozostanie jedynie obwód kijowski. Wschód weźmie Rosja, a zachód wcielą do siebie Rumuni, Polacy i Węgrzy. Tak sobie fantazjował? Moskwa spokojnie czeka na upadek ostateczny Ukrainy. W Moskwie słyszałem o dwóch scenariuszach. Jeden przewiduje powolną aneksję i lokalne referenda, na wzór Krymu, gdy ludzie przestaną otrzymywać pensje i emerytury. Drugi to przejęcie władzy przez ludzi oddanych Moskwie. Z drugim wariantem jest problem, bo żadna siła na Ukrainie nie może liczyć obecnie na sensowną większość w wyborach, ale krążą plotki, że to Julia Tymoszenko jest wciąż w grze i Kreml patrzy na nią przychylnie. Kreml zakłada, opieram to na wypowiedziach prokremlowskich analityków, w takiej sytuacji zwrotu w stronę Rosji secesję zachodniej Ukrainy, a także odpadnięcie regionu zakarpackiego zamieszkanego przez Węgrów. Generalnie Kreml rysuje granice po rozpadzie Ukrainy tak jak przebiegały one do 1914 roku.

Władimir Putin wydaje budżetowe środki na zbrojenia, a ludzie chociaż nie przymierają głodem, to jednak 70 procent Rosjan ma dochód mniejszy niż 200 euro. Putin wie, że nie ma szans poprawienia ich losu. Potrzebna jest więc ekspansja, igrzyska, które władze umocnią. W Rosji nie ma i nie było społeczeństwa obywatelskiego, buntu nie będzie. Należy rozumieć, że przewrót bolszewicki nie był żadnym oddolnym buntem, ale zamachem stanu przygotowanym przez zawodowych rewolucjonistów. Kraj był w takim chaosie, że nieliczna grupa bolszewickich bandytów mogła wziąć władzę i natychmiast rozpocząć terror usuwając potencjalnych konkurentów. Takiego barbarzyństwa nie było wcześniej w Europie, więc bolszewicy wygrali, bo nikt nie potrafił zrozumieć, że można dokonywać takich rzezi.

I kończę na naszym europejskim podwórku. Rosja jest zdeterminowana odrzucić Zachód na pozycje sprzed rozszerzenia NATO. Każdym sposobem także militarnym, w postaci ograniczonego regionalnego konfliktu jak na Ukrainie. W Estonii już to rozumieją i nowa prezydent tego kraju wysyła pojednawcze sygnały do Moskwy. Łukaszenka na Białorusi drży jak osika, bo z Putinem mu nie wychodzi i boi się, że wymienią go na nowszy model. Litwa, nie ma żadnego znaczenia. Łotwa ma, bo tam Rosjan jest blisko 40 procent.  Niemcy wciąż nie są zdecydowani, ale Moskwa od lat ma jasną strategię rosyjsko-niemieckiego sojuszu. Frau Merkel trochę się ostatnio buntowała, ale ona nie jest wieczna. Sojuszników Putin ma w Niemczech sporo. Przekonanie Polski, że o Rosji wie lepiej, że będzie uczyć Europę Rosji jest mrzonką. Całkowicie prorosyjskie i głównie z powodu wielkich interesów są Francja, Włochy i Niemcy. Prorosyjscy z powodów mentalnych są Grecy i Cypr. Z powodów pragmatycznych z Rosją nie wchodzą w spory Węgry, Słowacja i Czechy. Wielka Brytania gra o swoje i popiera Nord Stream 2. Hiszpanów i Portugalczyków zagrożenie moskiewskie nie interesuje. Na kogo więc może liczyć Warszawa? Na Kijów? Nie wiem, kto wymyślił, że Ukraina jest do czegokolwiek polskiej niepodległości potrzebna. Ukrainy nie było, a Polska istniała. Jeżeli nie zaczniemy prowadzić racjonalnej i pragmatycznej polityki, zostaniemy z ręką w nocniku. Żadna mityczna Europa nie okaże sprzeciwu wobec woli politycznej Rosji, być może nie zrobią tego także USA.

W Rosji zaś, czego możecie nie wiedzieć w Polsce, propaganda tak już napompowała mózgi społeczeństwu, że jeżeli rzucą hasło wyzwalania Europy to ustawią się kolejki ochotników. U nas za to za Krym czy Kijów nikt umierać nie chce.