Jestem dyskryminowany, chcę praw jak kobieta w ciąży, bo przecież teoretycznie mogę poczuć się kobietą i to kobietą w ciąży. Przecież nikt nie ma prawa mnie dyskryminować. Co więcej, lewacy od Palikota mają projekt ustawy o uzgadnianiu płci, a w nim piszą, że wewnętrzne przekonanie i odczuwanie jest decydujące w określeniu, jaką mam płeć.

Chcę także zakończenia dyskryminacji i takiej ochrony prawnej jak małoletnie dzieci, bym mógł bezkarnie różne rzeczy robić. I jeszcze dyskryminuje mnie skala podatkowa, bo inni w procentach płacą mniej, a ja więcej.

Żartuje, ale to właśnie "logika" postępowych inżynierów społecznych z lewa. Jazgoczą o równości, demokracji i tolerancji, a chodzi o paramałżeństwa i nadanie im realnych przywilejów zagwarantowanych dla małżeństw. To nie są prawa, a przywileje jakimi państwo obdzieliło małżeństwo, dokonując aksjologicznego wyboru w konstytucji. Opinia Sądu Najwyższego z października 2012 jest miażdżąca dla wszystkich odrzuconych projektów o związkach partnerskich i miał rację poseł Gowin mówiąc o ich niekonstytucyjności. Oczywiście są inne opinie, ale Gowina jako ministra bardziej wiąże opinia Sądu Najwyższego, niż dr Piotrowskiego, który diametralnie inaczej interpretuje zapisy konstytucji.

I właśnie zamiast tej medialnej histerii chciałbym najpierw usłyszeć debatę prawników i chciałbym wiedzieć co na to "duży pałac", czy prezydent podpisałby któryś z projektów po jego uchwaleniu.

I jeszcze poważnie mówiąc o dyskryminacji. Otóż moja żona nie jest obywatelką ani Polski, ani UE. Mieszkamy razem, łączy nas wspólnota majątkowa i mimo to nie mogę rozliczać podatku wspólnie z żoną. A Polak żonaty, np. z Węgierką, która nigdy w Polsce nie była - może. Tak to wygląda.