"Atmosfera pewnego schyłku zaczyna panować w klubie parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości. Są próby sztucznego mobilizowania do działania, mówienia: "wygramy, wygramy" (...). Wszystko jest sztucznie podtrzymywane, bo entuzjazmu - mówiąc generalnie - nie ma" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM senator niezrzeszony Jan Maria Jackowski. Zwracał też uwagę na sprzeczności w przekazie rządzących skierowanym do obywateli, które podważają autorytet władzy. "Nie może być tak, że jednego dnia mówi się, że środki z KPO są niepotrzebne, a za chwilę mówi się, że bez tych środków nie można (funkcjonować - przyp. red.). Nie można mówić, że jest cudowna gospodarka, rewelacja, Polska jest w rozkwicie, Covid-19 przetrwaliśmy, a nagle, że trzeba robić oszczędności, bo sytuacja budżetu jest dramatyczna" - dodał.

Gość Pawła Balinowskiego ocenił, że opozycji nie uda się odwołać Zbigniewa Ziobry z funkcji ministra sprawiedliwości. Opozycja potrzebowałaby 231 głosów "na sztywno". Ktoś z PiS-u musiałby jawnie przejść na stronę opozycyjną. Na to się nie zanosi - tłumaczył Jan Maria Jackowski - w przeszłości członek klubu PiS. Mieliśmy przez ostatnie 2-3 tygodnie serial, który można określić mianem "z dużej chmury mały deszcz" - dodał. 

Czy wśród posłów obozu rządzącego są tacy, którzy mają już dość współpracy z Solidarną Polską? Trzeba oddzielić osobiste emocje jakiejś grupy posłów od interesu wspólnego. To jest taka łódź. Nawet jak się nie lubi wioślarza, który obok jest z wiosłem, to jeżeli ktoś wypadnie za burtę, łódź nie będzie zdolna dalej płynąć - wyjaśniał obrazowo Jackowski. Świadomość tego u wszystkich, którzy w tej łodzi się znajdują, jest duża - zauważył. 

Ziobro nie mówi, że Polska ma wystąpić z UE. On krytykuje decyzje premiera, który pozwolił Komisji Europejskiej włożyć nogę w drzwi: zasadę - pieniądze za praworządność - stwierdził Jackowski w RMF FM. Główna oś jego krytyki to krytyka niekonsekwencji rządu polskiego i nieumiejętności rozmawiania z Brukselą, niedziałania w momentach, w których według Zbigniewa Ziobry należało podjąć (działania - przyp. red.) bardziej radykalne. Mateusz Morawiecki w Unii mówił co innego, układał się, a na użytek wewnętrzny mówił: nie oddamy guzika, jesteśmy suwerenni - analizował. 

Jackowski: Nie podniosę ręki za powołaniem komisji weryfikacyjnej

Nie, nie podniosę ręki za powołaniem komisji weryfikacyjnej. Uważam, że ta komisja jest typowym przedsięwzięciem propagandowo-politycznym. Ubolewam na tym, bo uważam, że sprawa tych wpływów powinna być wyjaśniona merytorycznie, bezstronnie i nie w atmosferze walki politycznej - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy senator niezależny Jan Maria Jackowski.

Zdaniem Jackowskiego "mamy do czynienie ze znakami zapytania, które były w okresie rządów Platformy Obywatelskiej i PSL, ale też przez ostatnie ponad siedem lat". Według senatora powinna powstać komisja śledcza, a nie weryfikacyjna.

Komisja śledcza w świetle jupiterów, w Sejmie, składająca się z parlamentarzystów według opracowanych schematów być może - ja nie twierdzę, że na pewno - byłaby bardziej transparentna w tym sensie, że znane są jej reguły gry - argumentował Jackowski. Komisja weryfikacyjna, która ma mieć jeszcze uprawnienia takie, że bez sądu może wykluczyć polityka z życia politycznego, rodzi od razu pytanie, czy nie będzie pokusy, żeby wykorzystać tę komisję do partyjnych interesów politycznych, a tym samym zaciemniać możliwość merytorycznego wyjaśniania czy faktycznie te wpływy były. A jeżeli tak, to w jakim zakresie i kto za to odpowiada - mówił.

 

Rozmówca Pawła Balinowskiego był też pytany, czy rząd ma szansę w takim składzie dotrwać do wyborów parlamentarnych. Logika polityczna wskazywałaby, że ten rząd dotrwa w tym mniej więcej kształcie personalnym do wyborów - mówił Jackowski. Mateusz Morawiecki będzie premierem, ponieważ w tej chwili rozsypanie układu rządowego i konstrukcja na nowo rządu, bez względu na to, kto byłby kandydatem na nowego premiera, jest tak skomplikowaną operacją polityczną, wymagającą uzgodnienia między grupkami, podgrupkami, nadgrupkami - wymieniał.

Można zrobić przyspieszone wybory, jak już się nie dogadają - zauważył prowadzący rozmowę Paweł Balinowski. Najlepszą okazją dla takiej koncepcji byłoby nieprzyjęcie budżetu. Wtedy prezydent może rozwiązać parlament. To jest najprostsza droga. Natomiast jak pan sobie wyobraża, że rząd, który mówi, że z sukcesami rządzi, nagle podnosi rękę i mówi: składamy wniosek o samorozwiązanie? - pytał senator. W przypadku wcześniejszych wyborów proszę pamiętać, że jest trauma 2007 roku. Elektorat, który w znacznej mierze jeszcze pamięta 2007, bo jest to elektorat w średnim wieku i starszy obozu rządzącego, zdaje sobie sprawę, że przedterminowe wybory mogą być oddaniem władzy w sposób zupełnie nieuzasadniony z punktu widzenia tego elektoratu. Jest ta trauma i to by było trudno wytłumaczyć - dodał Jackowski.

Gość RMF FM był też pytany o wyniki ostatniego sondażu, w którym Koalicja Obywatelska wyprzedza rządzące Prawo i Sprawiedliwość. Ja bym spokojnie podchodził do sondaży, bo równolegle -  po drugiej stronie barykady, czyli w Telewizji Polskiej, był sondaż CBOS-u, który pokazał zupełnie coś innego. Czyli wielką przewagę PiS nad Platformą i cztery partie, które wchodzą do parlamentu, co by oznaczało, gdybyśmy to przeliczyli i gdyby rzeczywiście był taki wynik wyborczy, że PiS miałoby dużą szansę na utrzymanie władzy - mówił Jackowski.

Opracowanie: