Nikt nie ma chyba już wątpliwości, że relacje na linii Waszyngton–Moskwa są najgorsze od wielu lat. Plan Baracka Obamy z początków prezydentury, zmierzający do ocieplenia stosunków z Rosją, runął jak domek z kart. Ameryka wprowadza sankcje dla współpracowników Władimira Putina. Rosja zaś m.in. dla ludzi Baracka Obamy.

Polityka resetu zawiodła, bo przy pierwszej lepszej okazji Putin zrobił wszystko, by zagrać na nosie Obamy. Nie dziwią więc komentarze wielu amerykańskich polityków - w tym republikańskiego senatora Johna McCaina - że amerykański prezydent dał się ograć Władimirowi Putinowi. Jestem przekonany, że amerykański prezydent wie już, że z Rosją o jakimkolwiek zbliżeniu - póki przy władzy są ludzie tęskniący za ZSRR - nie może być mowy.

Jeszcze w ubiegłym roku po zamachach w Bostonie Putin zapewniał, że będzie z Ameryką współpracował w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa i walki z terroryzmem. Chwilę później udzielił azylu Edwardowi Snwowdenowi. Dziś nie mam wątpliwości, że roczny azyl dla byłego agenta CIA, który ujawnił tajemnice wywiadu USA, zostanie przedłużony. 

Konflikt w Syrii też pokazał, że Władimir Putin woli ochronę za wszelką cenę nawet brudnych interesów swojego kraju niż bycie w grupie państw walczących o to, by prawa człowieka były przestrzegane. Reżim Baszara El Asada pozbawiony broni chemicznej użył ostatnio zakazanych prawie na całym świeci pocisków kasetowych zdolnych ranić wiele osób, dostarczonych z Rosji. Kreml zbroi Syrię i nie pozwala na jakiekolwiek siłowe rozwiązania. W tym kraju w ciągu ostatnich 4 lat zginęło ponad 146 tysięcy ludzi. Ponad jedna trzecia to cywile. Rosja ma krew na rękach. Konflikt na Ukrainie skutecznie przysłonił to, co się tam dzieje.

Dziś nie ma mowy, by w najbliższym czasie doszło do zbliżenia relacji między Waszyngtonem a Moskwą. I jestem przekonany, że proces resetu zostanie zahamowany na wiele lat. Nie tylko dlatego, że Władimir Putin jeszcze długo będzie u władzy, manipulując wraz z Dmitrijem Miedwidiewem przy rosyjskiej konstytucji, tak by zmieniać się na stanowiskach czy sadzać na stołkach namaszczonych ludzi. Ale przede wszystkim dlatego, że Barack Obama i jego następcy nie prędko będą mieli ochotę na wyciąganie ręki w stronę Rosji.  

P.S. Nie twierdzę, że Ameryka jest święta - to dla wszystkich tych, którzy chcieliby wypominać Irak czy Afganistan.