Sopot nieudolnie próbuje walczyć z łamaniem ciszy nocnej na słynnym Monciaku. Karze już nawet tych, którzy zamykają swoje ciche lokale przed godz. 22! Ta kara to absurdalna decyzja urzędników, zakazująca dwóm kawiarniom i restauracji wystawienia letnich ogródków przed Krzywym Domkiem.

Nie ma co się oszukiwać. Problem zakłócania ciszy nocnej w Sopocie istnieje. Od wielu lat. Można nawet śmiało powiedzieć, że hałas robi się coraz większy. Nie tylko ten medialny. Miasto od lat bagatelizowało sprawę. Dopiero sprawa nożownika i syna słynnego biznesmena oraz zeszłoroczny rajd szaleńca, który omal nie skończył się śmiercią turystów i mieszkańców Trójmiasta, coś w tej sprawie zmieniły. Mam jednak wrażenie, iż tylko dlatego, że media przy niemal każdej możliwej okazji zaczęły mówić o tym, co w Sopocie się dzieje. Gdy miasto ma kłopot z dogadaniem się z policją w sprawie większej liczby patroli. Gdy pijana młodzież biega po mieście podczas tak zwanych połowinek. Gdy ktoś się pobije na Monciaku. Gdy magistrat z okazji pierwszego dnia wiosny ogranicza sprzedaż alkoholu. Gdy ktoś znowu wjechał samochodem na deptak...

Winny jest Krzywy! Takie wrażenie można odnieść, rozmawiając o sprawie ogródków z prezydentem miasta. Owszem, w słynnym Krzywym Domku jest kilka głośnych, nocnych klubów.  Do tego knajpy, w których - za stosunkowo niewielkie jak na Sopot pieniądze - można kupić nie najwyższej klasy alkohol. Ale nie można wobec jednych przedsiębiorców stosować odpowiedzialności zbiorowej za grzechy innych przedsiębiorców! To jest po prostu nieuczciwe.  Krzywy Dom to nie jedyny budynek w dolnym Sopocie, w którym alkohol leje się strumieniami. Miasto tłumaczy, że mieszkańcy się skarżą na zakłócanie ciszy nocnej. Większość policyjnych interwencji nie dotyczy jednak bezpośrednio klubów i głośnej muzyki. Dotyczy tego, co dzieje się na ulicy, przed klubami. Nie tylko przed Krzywym Domem. Policja odbiera telefony o krzyczących pijanych ludziach albo pijanych ludziach sikających w bramach czy na podwórkach. Ostatnio nawet o ulicznych grajkach, którzy nocami podłączają gitary do wzmacniaczy i grają na ulicy, jakby byli u siebie w domu. Owszem problem hałasu był i jest. Ale nawet policjanci pokątnie przyznają, że liczba zgłoszeń z klubów spadła. Zwłaszcza po tym, jak część z nich zastosowała dodatkowe wygłuszenia swoich pomieszczeń.

Zresztą... mieszkańcy się skarżą? Od kiedy? Od wczoraj? Od roku? Dlaczego przez wiele lat skargi mieszkańców w tej kwestii nie robiły na sopockim magistracie większego wrażenia? Oni skarżyli się także do mediów. Pamiętam bardzo dobrze, gdy kilka lat temu - jeszcze zanim trafiłem do RMF FM - robiłem materiał związany z zakłócaniem ciszy nocnej. Mieszkająca po sąsiedzku z Krzywym Domem kobieta prosiła o interwencję. Ważny, sopocki urzędnik - do mikrofonu - przyznał wtedy, że... to jest Sopot, to jest letnia stolica Polski i taki ma charakter. Że na Monciaku tak już  jest i nie można z tym walczyć, bo jedna osoba jest niezadowolona. Że zarabiają przedsiębiorcy, potem płacą podatki i miasto z tego żyje. A jeśli komuś to przeszkadza, to powinien się wyprowadzić. A później było Euro 2012. To urzędnicy za przykład świetnej zabawy stawiali pijanego Irlandczyka, który bujał się kilka metrów nad ziemią, po tym jak wdrapał się na latarnię przy Monciaku.

Dwie kawiarnie i restauracja nie mogą mieć ogródków, tylko dlatego, że... mieszczą się w Krzywym Domku i mają hałaśliwe sąsiedztwo. Choć nigdy nie było w tych lokalach skarg związanych z zakłócaniem ciszy nocnej czy pijackich awantur. Czy dlatego tym bardziej należy je tak ukarać!? Bo brak ogródka to kara sroga. Klienci nie przyjdą, bo wokół, kilkadziesiąt metrów dalej, także przy Monciaku, ogródków dostatek. Mniejsze wpływy, mniej sezonowej pracy dla kilkudziesięciu młodych ludzi. A menagerom kawiarni trudniej będzie związać  koniec z końcem. Zwłaszcza, że czynsze w Krzywym Domu do najniższych nie należą... Opłata za zajęcie pasa drogowego na Monciaku zresztą też. W restauracji przyznali, że miesięcznie za ogródek płacili jakieś 10 tysięcy złotych. Maj, czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień... 50 tysięcy złotych - tylko z tego jednego lokalu - do kasy miasta nie trafi. Ale Sopot to bogate miasto. Jednak nie na tyle, by odebrać koncesję na alkohol tym wszystkim klubom, które tak bardzo są winne wszelkiemu złu.

Najłatwiej więc - w trosce o mieszkańców i ich spokój w nocy - uderzyć w małego. W kawiarnię, która zamyka się przed 22. Nie można więc wykluczyć, że wkrótce kilka lokali w Krzywym Domku się zwolni. I o to chodzi! Znajdzie się miejsce dla kolejnych klubów nocnych.