Ogłoszone w ubiegłym tygodniu wyniki egzaminów gimnazjalnych i egzaminów ósmoklasistów potwierdziły kłopoty bardzo wielu polskich uczniów z radzeniem sobie z problemami wymagającymi samodzielnego myślenia. Po raz kolejny okazało się, że najsłabsze wyniki uzyskują oni na egzaminach z matematyki i z przedmiotów przyrodniczych (ten egzamin zdawali tylko gimnazjaliści).


Na egzaminie gimnazjalnym średni wynik z matematyki wyniósł 43 procent możliwych do zdobycia punktów, a z przedmiotów przyrodniczych - 49 proc. Natomiast średni wynik z języka polskiego to 63 proc., z historii i wiedzy o społeczeństwie 59 proc., a z języka angielskiego na poziomie podstawowym 68 proc. (na poziomie rozszerzonym średni wynik był niższy o 15 punktów procentowych).

W przypadku egzaminu dla ósmoklasistów średni wynik z matematyki wyniósł 45 proc. a z języka polskiego 63 proc. natomiast z języka angielskiego 59 proc. Jak widać, w przypadku matematyki mamy do czynienia z sytuacją nieprzekraczania przez średnie wyniki progu 50 proc. możliwych do zdobycia punktów. Jednak jeszcze bardziej wyraziście kryzys nauczania matematyki rysuje się, gdy zerkniemy na umiejętności, które zostały przez uczniów najsłabiej opanowane. Oto gimnazjaliści mieli największe kłopoty z analizą problemu oraz przedstawieniem argumentacji matematycznej, a ósmoklasiści z opracowaniem strategii rozwiązywania problemu przedstawionego w zadaniu z wykorzystaniem wiadomości z geometrii. Natomiast najlepiej radzili sobie z odczytywaniem i interpretowaniem informacji z wykresu funkcji (gimnazjaliści) oraz z wykonywaniem obliczeń i wykorzystywaniem ich wyników w sytuacjach praktycznych (ósmoklasiści). Trzeba jednak dodać, że owe obliczenia miały bardzo podstawowy charakter.

Generalnie wszelkie problemy wymagające wyjścia poza pewien podstawowy schemat są ciągle dla większości naszych uczniów potężnym wyzwaniem. Warto zauważyć, że mamy do czynienia z młodymi ludźmi po ośmiu bądź dziewięciu latach szkolnej nauki. Uczniowie z takimi kłopotami z matematyką mają zupełnie znikome szanse na opanowanie szkolnej wiedzy z fizyki czy chemii na bardzo podstawowym poziomie, na którym jednak trzeba rozwiązywać niezbyt skomplikowane zadania. W efekcie mamy sytuację, w której większość uczniów podejmujących naukę w szkołach średnich nie będzie w stanie sprostać poważnym wymaganiom z przedmiotów ścisłych. Można stwierdzić, że obecnie polska szkoła wyklucza znaczną część uczniów z możliwości czerpania radości z edukacji matematyczno-przyrodniczej.

Jednak jeszcze bardziej dramatycznie przedstawia się sytuacja, gdy uświadomimy sobie, że w ten sposób dochodzi do zjawiska obniżającej się liczby absolwentów szkół średnich przygotowanych do studiowania kierunków ścisłych i technicznych. Od lat uczelnie ratują się organizowaniem dla studentów pierwszego roku zajęć wyrównawczych z matematyki, na których nadrabiają oni braki w swojej matematycznej edukacji. W istocie na tych zajęciach realizowane są zagadnienia, które owa młodzież powinna opanować w trakcie szkolnej nauki. Przyczyn takiej sytuacji jest sporo. Jednak jedną z głównych jest przyjęcie założenia o kreowaniu w Polsce szkoły o obniżonych wymaganiach, będącej jakoby szkołą przyjazną dla uczniów. Tymczasem taka szkoła jest zwyczajnie pewnego rodzaju oszustwem edukacyjnym, gdyż stwarza swoim absolwentom iluzję osiągnięcia określonego poziomu wiedzy i umiejętności.

Szczególnie przedmioty ścisłe wymagają systematycznej nauki i pokonywania coraz wyższych wymagań. W ich przypadku infantylizowanie nauczania - z czym od lat mamy w Polsce do czynienia - sprawia, że uczniowie nie są w stanie rozwiązywać nawet niezbyt skomplikowanych zadań, wymagających prowadzenia samodzielnej argumentacji. Równocześnie trzeba zauważyć, że te zjawiska mają fatalne skutki dla uczniów zdolnych i zainteresowanych matematyką i naukami ścisłymi, gdyż powodują u nich narastanie znudzenia szkolną nauką, często ów szkolny minimalizm wytłumia ich zainteresowania (zjawiska te pojawiają się już na etapie edukacji wczesnoszkolnej). Nie można nie przypomnieć w tym miejscu, z jaką konsekwencją od lat obniżano w naszych szkołach liczbę godzin fizyki i chemii, i niestety nie spotykało się to w przestrzeni publicznej z żadnymi protestami.

Można stwierdzić, że o ile Polacy są wyczuleni (i to dobrze) na znaczenie kształcenia historycznego i polonistycznego w naszych szkołach, to w zdecydowanej większości zupełnie nie rozumieją znaczenia dobrego kształcenia matematyczno-przyrodniczego, a bardzo często można usłyszeć głosy o nadmiernych wymaganiach stawianych uczniom w tej materii. Muszę przyznać, że takie stwierdzenia wobec obecnej polskiej szkoły są zwyczajnie humorystyczne. Bez wyraźnego podniesienia poziomu kształcenia w zakresie przedmiotów ścisłych nie będziemy mieli w przyszłości realnych szans na autentyczny rozwój Polski, albowiem dla niego konieczni są ludzie kreatywni, innowacyjni, nieobawiający się podejmowania i rozwiązywania nowych, oryginalnych problemów oraz potrafiący samodzielnie, krytycznie myśleć. Tak się składa, że właśnie takie osoby dominują wśród osób o wykształceniu ścisłym i technicznym.

Naturalnie, nie wolno nam zapominać również o znaczeniu kształcenia humanistycznego, gdyż i tutaj ostatnie egzaminy pokazały, że uczniowie mieli spore kłopoty z problemami wychodzącymi poza utarte schematy. Ciągle widoczne są u naszych uczniów kłopoty z wyciąganiem wniosków z przedstawianych im tekstów, czy też z chronologią historyczną. Generalnie trzeba wreszcie spojrzeć poważnie na rzeczywiste problemy polskiej szkoły z jakością kształcenia i zabrać się do rzetelnej pracy nad ich pokonywaniem, a nie stwierdzać, że wyniki egzaminów pokazały, że z poziomem kształcenia w naszych szkołach jest dobrze (takie głosy można było usłyszeć po ogłoszeniu wyników).