Prezydent Bronisław Komorowski będzie miał nowy pseudonim i to, niestety, znowu na własne życzenie.

Kiedy jego wczorajsze wystąpienie na uroczystości pożegnania uczestników Marszu Szlakiem Pierwszej Kompanii Strzelców Józefa Piłsudskiego na krakowskich Oleandrach grupa osób przerywała, krzycząc "Bez honoru", "WSI - KGB", postanowił wdać się z nimi polemikę i odpowiedział:    

- A w nawiązaniu do tych krzyków chciałem zapytać, czy jest lekarz wojskowy. Jeśli jest, to proponowałbym zastosować tę samą metodę, znaną z czasów armii austro-węgierskiej - lewatywę, proszę państwa, no lewatywę, to dobrze robi na głowę.

To było o 7.00 rano, a już w południe portale społecznościowe naśmiewały się z głowy państwa, tytułując ją lewatywą.

Tyle dobrego dla Komorowskiego, że dzięki temu może przestanie mu się wypominać, iż wpisując się do księgi kondolencyjnej w ambasadzie Japonii w marcu 2011 roku po trzęsieniu ziemi i tsunami, które spowodowały wiele ofiar w tym kraju, popełnił dwa błędy ortograficzne pisząc o łączeniu się w imieniu całego narodu polskiego w "bulu i nadzieji na pokonanie skutków katastrofy". Ale czy lewatywa jest lepsza?

A tak całkiem na serio: głowie państwa nie wolno polemizować w ten sposób w takim miejscu i przy takiej okazji, bez względu na to, jak mocno został obrażony i jak się z tego powodu zirytował. Jedyną adekwatną odpowiedzią jest przemilczenie słownych ataków.

PS. Nie jestem pewien, ilu Polaków uchwyciło prezydencką aluzję do "Przygód dobrego wojaka Szwejka" Jarosława Haszka.