Tylko ludzie kompletnie nie znający się na polityce mogli sądzić, że powstała wyłącznie z nienawiści do Zjednoczonej Prawicy i nie posiadająca żadnego wspólnego, pozytywnego programu Koalicja Europejska nie zachwieje się w kluczowym momencie, czyli podczas ustalania list wyborczych do Parlamentu Europejskiego.

Było pewne, że kiedy przyjdzie do dzielenia miejsc, zwłaszcza tzw. jedynek, wszyscy poobrażają się na wszystkich i nikt nie będzie zadowolony oprócz osób otwierających listy, ewentualnie będących na drugich miejscach w okręgach, które mają opinię sprzyjających Platformie Obywatelskiej, Polskiemu Stronnictwu Ludowemu i Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, czyli najważniejszym członkom KE.

Pozostali nie kryją rozżalenia do swoich liderów, a nawet zaczynają krytykować pomysł budowania szerokiego frontu, który opiera się na jednej, mało realnej idei: pokonać ZP i upokorzyć Jarosława Kaczyńskiego. Jestem przekonany, że na fali tego niezadowolenia zaczną wkrótce wypływać różne wstydliwe tajemnice z historii ugrupowań tworzących Koalicję Europejską. Dobrze znają je prominentni działacze wymienionych wyżej ugrupowań, a ponieważ w polityce nie ma sentymentów, możemy spodziewać się ujawnienia różnych sensacji, zwłaszcza przez tych, którzy zostali potraktowani najgorzej i pałają niepowstrzymaną chęcią zemsty.

Czy w obozie Zjednoczonej Prawicy nie dochodziło do kontrowersji podczas układania list wyborczych do europarlamentu? Z pewnością nie brakowało ich również tam, ale obóz rządzący obecnie Polską jest o wiele bardziej zdyscyplinowany od pozostających w rozproszeniu przeciwników i ma prawdziwego przywódcę. Dlatego nawet jeżeli dochodziło w nim do personalnych i międzypartyjnych przepychanek, o których z radością i z nadzieją informowały opozycyjne media, ich skala nie zagroziła ani przez moment jego spójności.

Taki obrót spraw nie powinien zaskoczyć ani uczestników rodzimej gry politycznej, ani jej bacznych obserwatorów. Kto sądził inaczej, ten wykazał się sporą naiwnością.