Uczestnicy II Krajowej Defilady Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Gdańsku /Dominik Kulaszewicz /PAP

Ponieważ żyli prawem wilka

historia o nich głucho milczy

pozostał po nich w kopnym śniegu

ich gniew, ich rozpacz i ślad ich wilczy.

Pisząc ten wiersz Zbigniew Herbert miał gorzką rację. Trudno było bowiem pół wieku temu, kiedy Polska dusiła się pod komunistycznym jarzmem, a jej działający w imieniu Kremla sowieccy nadzorcy zakłamywali najnowszą historię marzyć o rehabilitacji Żołnierzy Niezłomnych niezbyt fortunnie nazywanych Wyklętymi.

Na szczęście koło dziejowe znacznie przyspieszyło i jeszcze za swego życia autor wiersza, którego pierwszą strofę przytoczyłem wyżej mógł obserwować początek - niewyraźny i zamazany jak cała III Rzeczpospolita Polska - rehabilitacji tych, którzy

pili samogon jedli nędzę

tak się starali losom sprostać

przegrali dom swój w białym borze

kędy zawiewa sypki śnieg.

Od kilku lat podziw dla antykomunistycznych partyzantów, którzy nie złożyli broni po zakończeniu II wojny światowej słusznie uważając, że Testament Polski Podziemnej nakłada na nich obowiązek dalszej walki o pełne wyzwolenie Ojczyzny spod kolejnej okupacji, wzrasta i zatacza coraz szersze kręgi, zwłaszcza - co napawa optymizmem - w młodych pokoleniach Polaków. Dla nich prawdziwymi bohaterami powojennych lat są Danuta Siedzikówna-"Inka", generał August Fieldorf-"Nil", major Zygmunt Szendzielarz-"Łupaszka", rotmistrz Witold Pilecki, major Józef Kuraś-"Ogień", major Hieronim Dekutowski-"Zapora" (by wspomnieć tylko najgłośniejsze nazwiska) oraz ostatni z nich sierżant Józef Franczak-"Lalek", o którym też zresztą w zawoalowany sposób pisał Herbert w jednym ze swych utworów scenicznych.

Można oczywiście, a nawet trzeba dyskutować nad losami poszczególnych Niezłomnych, ponieważ w trudnej, niejednoznacznej i wymagającej podejmowania ważnych decyzji na własną rękę powojennej rzeczywistości zdarzały się też czyny haniebne, które z mściwą satysfakcją przypominają środowiska postkomunistyczne i "Gazeta Wyborcza". Nikt nie neguje, że wśród walczących w osamotnieniu partyzantów były postacie krystalicznie czyste, jak również zdemoralizowane. Prawdy historycznej o jednych i o drugich warto dociekać niczego nie ukrywając, ani nie ugładzając.

Ważne jest jednak, że żyjący prawem wilka Niezłomni dołączyli do polskiego etosu i doczekali się nie tylko oddolnego uznania, ale także szacunku ze strony najwyższych władz RP. To im się jako działającym  w wyjątkowo trudnych warunkach żołnierzom Wojska Polskiego po prostu należało. Tylko tyle i aż tyle, skoro

nie opłakała ich Elektra

nie pogrzebała Antygona.