Film Władysława Pasikowskiego pt. „Jack Strong” o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim przebił w weekend otwarcia amerykańską superprodukcję „RoboCop”, a w ciągu niespełna dwóch tygodni od premiery zdobył lepszy wynik od „Pod Mocnym Aniołem” Wojciecha Smarzowskiego.

Już w pierwszy weekend wyświetlania (7-9 lutego) przyciągnął do kin blisko 220 tysięcy widzów, czyli prawie ośmiokrotnie więcej niż hollywoodzki konkurent, a przez pierwsze 10 dni aż 600 tysięcy.

Bardzo mnie to cieszy, ponieważ - jak już tutaj kilkakrotnie pisałem - żadne artykuły prasowe, dyskusje w stacjach radiowych i telewizyjnych, debaty w fachowych tygodnikach i miesięcznikach nie przybliżą Polakom (zwłaszcza młodym) postaci oraz zasług płk. Kuklińskiego tak sugestywnie, jak zrealizowany w konwencji szpiegowskiego thrillera film, który trzyma widzów w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny, a jednocześnie w bezkompromisowy sposób przekazuje im  prawdę historyczną.

Do końca wierni sowieckiej racji stanu funkcjonariusze w rodzaju generałów Gromosława Czempińskiego i Marka Dukaczewskiego wspierani przez polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz Twojego Ruchu nie zdołają już zatrzymać tej gigantycznej przemiany, jakiej dokonuje w świadomości rodaków najnowsze dzieło Pasikowskiego, jeśli chodzi o ocenę "pierwszego polskiego oficera w NATO".

Przyjęcie przez Sejm RP uchwały honorującej płk. Kuklińskiego oraz zdecydowane wypowiedzi wielu polityków z premierem Donaldem Tuskiem włącznie o potrzebie nadania mu najwyższych odznaczeń znakomicie współgrają z rezultatami masowego oglądania "Jacka Stronga".

(mpw)