Kresowianie i ich potomkowie proszą wszystkich rodaków, także tych poza granicami kraju, o zapalenie 1 i 2 listopada Zniczy Pamięci, dedykowanych tym, którzy nadal nie mają swoich grobów.

1 listopada prezydent RP Andrzej Duda i minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, udadzą się na groby swoich najbliższych, aby pomodlić się i złożyć kwiaty. Z pewnością także, jak przystało na polskich patriotów, zapalą znicze pod pomnikami upamiętniającymi np. Powstańców Warszawskich i Żołnierzy Niezłomnych oraz ofiary Zbrodni Katyńskiej i Tragedii Smoleńskiej. Takich upamiętnień w Warszawie i Krakowie jest bardzo wiele.

Czy jednak jako osoby odpowiedzialne za losy Trzeciej RP pojadą też na Lubelszczyznę lub Podkarpacie, aby zapalić znicze na mogiłach ofiar ludobójstwa dokonanego przez UPA na obywatelach Drugiej RP? Do tej pory bowiem będąc w tym rejonach mogiły te skrzętnie omijali. Także w czasie swoich kolejnych wizyt na Ukrainie, nie zdobyli się oni, jak i inni politycy obozu "dobrej zmiany", na odwiedzenie Wołynia, Pokucia czy Podola, aby uczcić tych Polaków, których kości, bez żadnego chrześcijańskiego pochówku, są nadal tam nie pozbierane i nie pochowane. Zdaję sobie sprawę, że dla pana prezydenta i szefa MSZ , którzy w kwestii tzw. polityki wschodniej idealnie "weszli w buty" swoich poprzedników z UW i PO, sojusz z prezydentem Petro Poroszenką i innymi ukraińskimi oligarchami jest sprawą najważniejszą. Jednak to nie powinno oznaczać, że można porzucić prawdę i pamięć o ofiarach.

Tym bardziej, że w wywiadzie Jana i Janiny Dudów przeczytałem, iż ich syn, dziś z woli narodu prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, wychowany został w duchu religii katolickiej. A religia ta jasno wymienia uczynki miłosierdzia, wśród których obok zaleceń "głodnych nakarmić" i "chorych nawiedzać" jest także "umarłych pogrzebać". Tym właśnie chrześcijanie, jak i inni obywatele cywilizowanego świata, różnią się od barbarzyńców, że dbają o pochówki zmarłych i nawet swoim wrogom ich nie zabraniają. Przypomnienie tego jest bardzo ważne, bo w tych dniach IPN w Kijowie, czyli ukraińskie "ministerstwo propagandy", kierowane  przez zagorzałego banderowca, znów storpedował ekshumacje ofiar UPA i SS Galizien. Co uczyniła strona polska? Jak zwykle nic, uszy po sobie.

Za taki stan rzeczy odpowiedzialni są też wspomniani polscy politycy. To oni bowiem przez swoją chwiejności i uległość  nauczyli partnerów znad Dniepru, że mogę oni z naszych kieszeni czerpać pełnymi garściami, nic w zamian nie dając. Dziś rodziny pomordowanych, którym w czasie wyborów Andrzej Duda wiele obiecał, mają do niego słuszne pretensje. Tak jako do prezydenta, jak i chrześcijanina, który lęka się upomnieć o pochówek rodaków. Czyżby słowa Jana Pawła II "nie lękajcie się", skierowane do wszystkich wiernych, nie było już aktualne?  To wezwanie jakby nie docierało też do episkopatu Polski, który milczy w tej sprawie, choć są wyjątki jak np. biskupi z Wrocławia, Szczecina czy Świdnicy. Jednak 11 lipca br. udziału w modlitwach w Warszawie za katolików pomordowanych w kościołach w "Krwawą Niedzieli" na Wołyniu  udziału nie żaden z biskupów, choć w stolicy ich jest wielu. A prezydent Izraela Reuwen Riwlin, choć wyznają inną religię, jednak w parlamencie w Kijowie miał odwagę upomnieć się o Żydów zgładzonych przez nacjonalistów ukraińskich.