W Baryszu krewni ofiar ustawili z własnych funduszy niewielki grobowiec. Jednak w innych miejscach nie ma nawet skromnych krzyży z tabliczkami. Sprawa ta została całkowicie zaniedbana przez kolejnych szefów polskiego MSZ. (…) Z kolei w Czortkowie władze ukraińskie postawiły okazały pomnik, ale nie ofiarom ludobójstwa w Baryszu, lecz – uwaga! - jego sprawcy Petro Chamczukowi ps. "Bystry". Najpierw służył on w Armii Czerwonej, później w policji niemieckiej, a następnie w UPA. Prawdziwy "heroj"!

Barysz to dawne miasto na Podolu, założone w XVI wieku przez polski ród rycerski, pieczętujący się herbem Abdank. Ten sam ród był też założycielem pobliskich grodów, Buczacza i Jazłowca, i dlatego też jego boczne gałęzie nosiły nazwiska Buczackich i Jazłowieckich. W okresie międzywojennym miasto znalazło się w granicach województwa tarnopolskiego. Przed wybuchem II wojny światowej liczyło prawie 7 tysięcy mieszkańców, z których większość stanowili Polacy.

Pozostali to Ukraińcy i Żydzi. Rozalia Fernández, autorka wspomnień pt. "Od Podola i Pokucia wieje wiatr" tak opisuje Barysz:

Miasteczko było w rzeczywistości wsią, w której znajdowało się wiele gospodarstw rolnych. Mieszkałam na osiedlu Mazury. Była to długa ulica, ciągnąca się przez kilka kilometrów, przy której mieszkali prawie sami Polacy. Mieli oni swój murowany kościół pod wezwaniem świętego Michała Archanioła. Była też cerkiew greckokatolicka i murowana szkoła. (...) Nazwa osiedla wzięła się stąd, że wiele polskich rodzin, nie tylko w Baryszu, ale i na całych Kresach, pochodziło z Mazowsza. Nawiasem mówiąc, z tego samego powodu Polaków w wielu rejonach nazywano potocznie Mazurami. Inna sprawa, że w późniejszych latach słyszałam też od Ukraińców bardzo negatywne określenie "mazurska zaraza", które odnosiło się do polskich mieszkańców.

Po wybuchu wojny doszło do pierwszych mordów na Polakach. Ich sprawcami byli członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, zwani banderowcami, oraz ukraińskiej policji pomocniczej kolaborującej z Niemcami. W latach 1941 - 1944 w różnych okolicznościach zabito 70 osób. Z kolei wszystkich Żydów policjanci ukraińscy i niemieccy wywieźli do getta w Buczaczu, gdzie ich okrutnie wymordowali. Jednak najgorsze miało dopiero przyjść. W 1944 roku komenda Ukraińskiej Powstańczej Armii podjęła bowiem decyzję o wyniszczeniu wszystkich polskich mieszkańców na tych terenach. Rozpoczęła się kolejna fala ludobójstwa.

Trzeba zaznaczyć, że podolskie miasta i wioski zostały ogołocone z mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Po ponownym wkroczeniu Sowietów, co miało miejsce w lipcu 1944 r., nastąpił bowiem masowy pobór do wojska. Zdecydowana większości członków polskich samoobron i żołnierzy Armii Krajowej trafiła bądź do armii gen. Zygmunta Berlinga, bądź wprost do Armii Czerwonej.  Chcąc ratować sytuację, ci, których pobór ominął, wstępowali za zgodą dowództwa AK do "istriebitielnych batalionów" (niszczycielskich batalionów). Jeden z takich oddziałów, składający się w połowie z byłych AK-owców, stacjonował w Buczaczu. Do obrony Baryszu pozostała jednak garstka uzbrojonych Polaków. 

W nocy z 5 na 6 lutego 1945 roku oddziały UPA, dowodzone przez Petra Chramcuka ps. "Bystry" i wspierane przez okoliczność ludność ukraińską, uderzyły na bezbronne miasto. Głównym celem było wspomniane osiedle Mazury. Rzeź trwała przez 5 godzin. Ludzi wywlekano z domostw na podwórza i mordowano nożami i bagnetami. Następnie palono zabudowania. Część Polaków obroniła się w kościele i szkole oraz innych budynkach murowanych. Zginęło jednak 135 osób, głównie kobiet, dzieci i starców. Trzeba dodać, że w przeddzień napadu część członków samoobrony z Barysza została odkomenderowana do Buczacza, co do dziś rodzi przypuszczenie, że doszło do współpracy Sowietów z banderowcami.

Zagłada nie ominęła też pobliskich wsi. Tylko kilka przykładów. 7 lutego sotnia UPA, powracająca z rzezi Barysza, spędziła do suszarni tytoniu w Zalesiu Koropieckim ok. 50 Polaków w tym kobiety i dzieci. Ściany suszarni oblano naftą, paląc ich żywcem. Zamordowano także po torturach miejscowego Ukraińca, który odmówił zamordowania swojej matki, Polki. Z kolei 12 lutego inna sotnia UPA, która w przebraniu żołnierzy radzieckich podstępem wdarła się do wioski Puźniki, wymordowała 110 osób spośród 800 mieszkańców. Wcześniej, bo 2 lutego banderowcy zamordowali 133 mieszkańców Ujścia Zielonego i uciekinierów z okolicznych wiosek. W szczególnie okrutny sposób zgładzono w przerębli w Dniestrze wziętych do niewoli członków samoobrony. Podobne mordy w 1945 roku, także po zakończeniu wojny, miały miejsce  wielu innych wsiach i osiedlach. Dziś o tych wydarzeniach, mało kto chce pamiętać tak na Ukrainie, jak i w Polsce. W Baryszu na miejscowym cmentarzu znajduje się tylko niewielki grobowiec z kamiennym krzyżem, ustawiony przez krewnych ofiar z własnych funduszy. Podobne upamiętnienie postawili oni w podwrocławskim Smardzowie, w którym osiedlili się po wojnie. Jednak w innych miejscach nie ma nawet skromnych krzyży z tabliczkami. Sprawa ta została całkowicie zaniedbana przez kolejnych szefów polskiego MSZ, jak i innych instytucji państwowych do tego powołanych.

Z kolei w Czortkowie władze ukraińskie postawiły okazały pomnik, ale nie ofiarom ludobójstwa w Baryszu, lecz - uwaga! - jego sprawcy Petro Chamczukowi ps. "Bystry", który najpierw służył w Armii Czerwonej, później w policji niemieckiej, a następnie w UPA. Prawdziwy "heroj"!