Jeśli ktoś chciałby przyjrzeć się naprawdę najważniejszym wydarzeniom mijającego roku w Polsce, musiałby się schylić i zajrzeć głęboko pod dywan, gdzie je wcześniej zamieciono. Znalazłby tam całe mnóstwo wydarzeń także z poprzednich lat, zamiecionych jeszcze wcześniej. Niektórzy mogą odnieść wrażenie, że ów dywan musi się w końcu zacząć wybrzuszać, a zamiatający kiedyś się na nim potkną i wywalą, ale to nie jest takie pewne. Bardziej prawdopodobne, że wywrócimy się my sami, także ci, którzy o istnieniu tego problemu nie chcą w ogóle słyszeć.

Jeśli więc miałbym czegoś nam wszystkim życzyć to porządnego, staropolskiego trzepania dywanu, takiego co to zostawia buro-szary ślad na śniegu, ale pozwala potem przez jakiś czas oddychać w domu świeższym powietrzem. Potrzeba nam tego teraz, pilniej niż kiedykolwiek, bo brud zbierający się pod dywanem jeszcze od PRL-u dusi nas coraz bardziej.

Można odnieść wrażenie, że prawda, rozumiana jako opis faktów, co do których wszyscy się zgadzają, należy dziś w naszym kraju do towarów reglamentowanych. Coraz silniej zanurzamy się w świat dwóch prawd, dwóch alternatywnych opisów rzeczywistości, które konkurują na rynku o widza, słuchacza i wyborcę. Na naszych oczach odbywa się takie powszechne głosowanie nad tym, co się wydarzyło, a co nie, co miało znaczenie, a czego w ogóle nie było. Problem w tym, że karty są znaczone, a szanse na promocję daje nie tyle racja, zdrowy rozsądek i zdolność do przekonywania, ile dostęp do odpowiednich kanałów komunikacji.

Ludzie o poglądach niszowych, czy skrajnych nagle stają się reprezentantami jakichś istotnych prądów intelektualnych, w kółko zapraszani i cytowani zaczynają stanowić już nie jednostkę, ale masę. Sprawiają wrażenie, jakby było ich więcej, niż może być ich w istocie, a ich znaczenie staje się nieproporcjonalne do ich rzeczywistej rangi. Bezbarwni artyści bez szans na jakąkolwiek karierę lub tacy, którym od dawna pozostało już tylko odcinanie kuponów od dawnych sukcesów nagle decydują się, by w odpowiedniej chwili "wysiąść z autobusu", poprzeć premiera i oto kariera staje przed nimi otworem. Reklamy, seriale, nawet świąteczne programy kulinarne już nie mogą się bez nich obejść. Jakie to proste.

Tym, co decyduje o powodzeniu ich wszystkich, okazuje się skłonność do nie zauważania procedury zamiatania pod dywan, udawania, że wszystko jest w porządku, nie ma problemu ze śledztwem smoleńskim, wyborami do sejmików wojewódzkich, sensem zakupu Pendolino, treścią podsłuchów u Sowy czy czymkolwiek, co mogłoby zachwiać stabilnością władzy. Oni już dawno to zauważyli, pora by zauważyła reszta.

Czeka nas niełatwy, wyborczy rok, podczas którego owego zamiatania pod dywan, odwracania kota ogonem, wciskania dziecka w brzuch i różnych innych sposobów zakłamywania rzeczywistości będzie więcej, niż normalnie. Jeszcze więcej. Nasza demokracja, jaka by nie była, ma już 25 lat, powinna być dorosła. Czyż jednak fakt, jak łatwo można wciąż znaczącą część z nas łapać na te sztuczki, nie jest objawem postępującego zdziecinnienia? Pora wyjść z pieluch, wziąć dywan i go wytrzepać. Bo się będziemy dusić nadal. Premier już tego zaduchu nie wytrzymał i uciekł. Trzeba zrobić po nim porządek. Jeśli nie w tym roku, to kiedy?