Lubię ten tydzień października, kiedy nagle wszyscy wypatrują wieści ze Sztokholmu i po ogłoszeniu szczęśliwych laureatów naukowych nagród Nobla pytają, do czego nam się to może przydać. Zwykle odpowiedź na to pytanie jest trudna, czasem nie ma żadnej odpowiedzi poza przekonywaniem, że lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć. Inaczej, niż w przypadku literackiego i pokojowego Nobla, naukowe nagrody są odległe od polityki i choć nie wolne od kontrowersji, bronia się nawet po latach.

Nauka rzadko ma okazję do wizyty na pierwszych stronach gazet. Loty kosmiczne, medycyna, czasem astronomia pojawiają sie tam sporadycznie. Nieczęsto zdarza się taki dzień, jak 10. września tego roku, kiedy wszyscy wokół mówili o uruchomieniu Wielkiego Zderzacza Hadronów. Zderzacz miał awarię i do wiosny mamy z nim spokój. Na przyszły rok przeniesiono tez misję naprawczą teleskopu Hubbla. Możemy spokojnie żyć "Noblami".

I oto decyzja Instytutu Karolińskiego sprawia, że prawie niczego, nikomu nie trzeba tłumaczyć. Wirus HIV i wywołujący raka szyjki macicy wirus HPV jak mało co w nauce należą do obszaru "kultury masowej". Wiele lat akcji profilaktycznych sprawiło, że wiemy, że istnieją, czym grożą, a wielu z nas nawet, jak się przed nimi chronić. To wielki sukces Niemca i dwojga Francuzów, których w tym roku wyróżniono. Bez ich pracy, geniuszu i odkryć Świat byłby znacznie bardziej groźny. Dobrze, że zostali nagrodzeni. należało im się to, jak mało komu...