Nigdy nie byłem skłonny do postrzegania czasu III RP, w tym rządów PO-PSL, jako złotego wieku naszej historii, ale nie mogę nie zauważyć, że świadomość stojących przed nami pytań, wątpliwości, a nawet zagrożeń była wtedy, przynajmniej do kwietnia 2010 roku, znacząco mniejsza. Od blisko dekady musimy jednak mierzyć się jakby z poważniejszymi problemami, odpowiadać sobie na istotniejsze pytania, wreszcie stawać w obliczu bardziej realnych zagrożeń. I co? Czy ta świadomość sprawia, że jesteśmy mądrzejsi, bardziej skłonni do kompromisu, skorzy do spojrzenia na rzeczywistość z różnych stron? A skąd! Pokłóciliśmy się i politycznie zradykalizowali tak bardzo, że właśnie wtedy, gdy byłoby to najbardziej potrzebne, do żadnego wspólnego myślenia zdolni nie jesteśmy.

Nigdy nie byłem skłonny do postrzegania czasu III RP, w tym rządów PO-PSL, jako złotego wieku naszej historii, ale nie mogę nie zauważyć, że świadomość stojących przed nami pytań, wątpliwości, a nawet zagrożeń była wtedy, przynajmniej do kwietnia 2010 roku, znacząco mniejsza. Od blisko dekady musimy jednak mierzyć się jakby z poważniejszymi problemami, odpowiadać sobie na istotniejsze pytania, wreszcie stawać w obliczu bardziej realnych zagrożeń. I co? Czy ta świadomość sprawia, że jesteśmy mądrzejsi, bardziej skłonni do kompromisu, skorzy do spojrzenia na rzeczywistość z różnych stron? A skąd! Pokłóciliśmy się i politycznie zradykalizowali tak bardzo, że właśnie wtedy, gdy byłoby to najbardziej potrzebne, do żadnego wspólnego myślenia zdolni nie jesteśmy.
/Pixabay /

Nie, żeby nasza polska historia obfitowała w dłuższe okresy prawdziwej zgody i pojednania. Co to, to nie. Wręcz przeciwnie. Od stuleci nasza wrodzona skłonność do różnienia się opiniami i niechęć do maszerowania równym krokiem była skwapliwie przez wszystkich dookoła wykorzystywana i wzmacniana, na tyle skutecznie, że sami uwierzyliśmy, że inaczej nie można. Czegoś jednak w końcu powinniśmy się uczyć i stopniowo zmieniać na tyle, by przynajmniej w jakimś podstawowym zakresie bezpieczeństwo kraju zapewnić. Nie robimy tego dostatecznie szybko i skutecznie, bo zbyt często buksujemy w miejscu, tracąc czas i energię na spory, które dawno już powinny być rozstrzygnięte.

To, co przynajmniej część z nas z pewnością niemile zaskoczyło, to fakt, jak skwapliwie współczesna zachodnia Europa gotowa jest wspierać osłabiający nas i przygniatający do ziemi postkomunistyczny układ, który niczego poza własnym interesem nie dostrzega, a o żadnym interesie Polski myśleć nie chce i nie umie. Ja rozumiem, że z rządzonym przez taki układ krajem "dogadać" się znacznie łatwiej, ale rozczarowanie nie jest przez to mniejsze. Problem w tym, co dalej... Czy poza owym postkomunistycznym układem, który się dobrowolnie nie zmieni, dostatecznie licznie, nawet radykalnie się różniąc, zrozumiemy, że trzeba bardziej rozmawiać niż okładać się sztachetami? Wiele, bardzo wiele od tego zależy...

Popatrzmy na to przez chwilę z naukowego, psychologicznego punktu widzenia. Wieści nie są dobre. Najnowsze wyniki badań naukowców z University College London pokazują, że im bardziej radykalni w swych poglądach jesteśmy, tym bardziej wydaje nam się, że jesteśmy nieomylni i tym bardziej w tym przekonaniu wydajemy się niereformowalni. Badacze z UCL piszą na łamach czasopisma "Current Biology", że stanowcze przekonania - niezależnie, czy po prawej, czy po lewej stronie politycznego spektrum - znacząco osłabiają naszą zdolność do zauważenia, że... możemy nie mieć racji. I dotyczy to spraw nawet od polityki odległych. Inaczej mówiąc, stanowczość poglądów zaburza naszą gotowość do przyjmowania argumentów "drugiej strony", osłabia zdolność do krytycznej ich oceny i generalnie sprawia, że stajemy się jeszcze bardziej nieprzejednani.

Autorzy pracy badali w sumie blisko 800 osób, których zadaniem w dwóch seriach eksperymentów było wskazywanie... po której stronie ekranu komputera widzą więcej punktów. Dodatkowo jeszcze wypełniali ankiety, których zadaniem było określenie poziomu ich lewicowego bądź prawicowego radykalizmu. Okazało się, że osoby o skrajnych i umiarkowanych poglądach były w stanie dokonać tej wizualnej oceny mniej więcej równie poprawnie, radykałowie jednak okazywali się znacznie silniej przekonani o tym, że się nie mylą w sytuacjach, gdy popełniali błąd. Co ciekawe, poziom pewności u jednych i drugich nie różnił się znacząco wtedy, gdy mieli rację, różnił się istotnie, gdy jej nie mieli.

To może sugerować, że - idąc luźno za myślą Kubusia Puchatka - osoby stanowcze w poglądach tym bardziej są przekonane o swej racji, im bardziej się mylą. Być może właśnie w tym tkwi nasz - i nie tylko nasz - problem. Poradzenie sobie z nim, nawet jeśli jest tak silnie psychologicznie ugruntowany, to sprawa o fundamentalnym znaczeniu. Może przy okazji Świąt Bożego Narodzenia, które jakoś nas zawsze wyciszają, warto o tym choćby pomyśleć...


(e)