Teatrzyk pod tytułem "sankcje wobec Rosji" trwa. I Rosja i Unia Europejska i Stany Zjednoczone doskonale wiedzą, że owe kosmetyczne restrykcje niczego nie dadzą, na potrzeby chwili Zachód udaje jednak, że traktuje je poważnie. Rosja nawet nie musi udawać, kpi w żywe oczy i pewna bezkarności prowokuje dalej. Od tego, co jest mówione wprost, ważniejsze jest jednak to, czego się nie mówi. Mimo wszystko mam nadzieję, że w tej sferze podejmowane są teraz konkretne decyzje, które ryzyko kompletnej bezradności wobec kolejnych rosyjskich działań znacznie zmniejszą.

O tym, że sankcje polityczne i dyplomatyczna presja zwykle nie działają, przekonuje w styczniowym numerze czasopisma "International Organization" pani profesor Rebecca Adler-Nissen z Uniwersytetu w Kopenhadze. Jej zdaniem działania zmierzające do "zawstydzenia" państwa, którego działania uznajemy za nieakceptowalne, mają bardzo ograniczoną skuteczność i to tylko wtedy, gdy owo państwo w miarę zgadza się z systemem wartości państw, które sankcje nakładają.

W oczywisty sposób nie dotyczy to Rosji, gdzie jedynym wynikiem takiego postępowania będzie tylko konsolidacja społeczeństwa wokół władz na Kremlu i rosnące przekonanie, że to cała reszta świata jest zła i błądzi. Sami Amerykanie przerabiali już zresztą ten przypadek na Kubie, gdzie nieskończenie słabsze państwo z pomocą kiedyś ZSRR, a obecnie niektórych rządów Ameryki Łacińskiej, mimo sankcji na żadne ustępstwa pod adresem Waszyngtonu nie poszło.

Sama autorka tej analizy podkreśla, że to nie jest argument za całkowitą rezygnacją z sankcji dyplomatycznych, trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że w tym przypadku pełnią one tylko i wyłącznie role sygnału na temat wartości, które uznajemy za ważne, nie zaś faktycznego instrumentu presji. Przypomina też, że choć takie restrykcje nie wydają się robić wielkiego wrażenia na władzach Iranu, kiedyś jednak pomogły choć w pewnym stopniu przełamać opór władz Republiki Południowej Afryki.

Rosja tym razem liczy, że Zachód ma tak wiele do stracenia, że się na ostre sankcje gospodarcze nie zdecyduje. Wiele zależy od tego, czy Zachód podniesie stawkę i faktycznie powie: sprawdzam. Zadaniem Polski jest faktyczne przekonanie partnerów z Unii, że lepiej stracić coś teraz, by nie stracić znacznie więcej w przyszłości. Tą "stratą" teraz mogą być konsekwencje sankcji gospodarczych wobec Rosji, ale też inwestycje w alternatywne drogi zaopatrzenia w surowce energetyczne, czy wzmocnienie sił zbrojnych NATO.

Moskwa uwielbia szantażować wszystkich swoimi "obawami", a to o tarczę antyrakietową, a to jakość naszych produktów żywnościowych. Mamy teraz pretekst, by zacząć obawiać się Rosji na wszelkich możliwych frontach. Konsekwentnie to wykorzystajmy. Rozdmuchajmy nasze obawy do astronomicznych rozmiarów i kierujmy się nimi przy każdej okazji. Polityka umiejętnie formułowanych obaw może być bowiem wobec Rosji skuteczniejsza, niż polityka sankcji.

Przekazy dnia polskiego rządu o tym, jakoby świadomy rosyjskiego zagrożenia prowadził politykę tak, by nie uchodzić za rusofobiczny i tym samym zachować większe możliwości wpływu na partnerów z UE i USA, nie nadają się nawet do komentowania. Gdyby tak rzeczywiście było, działania tej ekipy w sprawie tarczy antyrakietowej, wydobycia gazu łupkowego, budowy gazoportu w Świnoujściu, czy przekopania Mierzei Wiślanej byłyby zupełnie inne. Były jakie były i zostawiły nas w takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy. Dobrze, że choć Azoty udało się obronić. To, że w orędziu Donald Tusk zaklina rzeczywistość i mówi o naszym obecnym bezpieczeństwie energetycznym oznacza tylko tyle, że... mówi. 

Tak aktywny obecnie premier wcześniej, wraz z szefem polskiej dyplomacji, poważnie przyczynił się do uśpienia Europy i Ameryki "na kierunku" rosyjskim. Oczywiście Europie i Ameryce właśnie takie uśpienie najbardziej odpowiadało, ale zadaniem przywódców Polski powinno być budzenie ich przy każdej możliwej okazji. Teraz budzą się już niemal na ostatni dzwonek.

Komentatorzy w USA zauważają, że Pentagon będzie miał teraz spory materiał do przemyśleń. Akcja na Krymie została przeprowadzona wzorowo, z wykorzystaniem najwyraźniej dobrze wyszkolonych i zdyscyplinowanych jednostek. To nowa wersja rosyjskiej armii, z której istnienia Zachód nie do końca zdawał sobie sprawę. Teraz musi wyciągnąć wnioski. I musi działać. Dopilnujmy tego. Wiem, że się powtarzam. W tej sprawie tak trzeba.