Mogę się oczywiście mylić, ale mam wrażenie, że niechętna polskiemu rządowi eurobiurokracja stopniowo przestała już liczyć na czołową siłę polskiej totalnej opozycji. Trudno mi bowiem uwierzyć, że gdyby Platforma Obywatelska pozostawała nadzieją Brukseli na odzyskanie w Polsce wpływów, spokojnie obserwowano by proces jej, związanej z głosowaniem w sprawie ubiegłotygodniowej rezolucji, autokompromitacji. Sądzę, że ci, którzy są polskim interesom niechętni już PO nie wspierają, koncentrują się teraz na marginalizowaniu naszego wpływu i autorytetu. Kampania oczerniania nas pod byle powodem jest tego najlepszym przykładem.

Mogę się oczywiście mylić, ale mam wrażenie, że niechętna polskiemu rządowi eurobiurokracja stopniowo przestała już liczyć na czołową siłę polskiej totalnej opozycji. Trudno mi bowiem uwierzyć, że gdyby Platforma Obywatelska pozostawała nadzieją Brukseli na odzyskanie w Polsce wpływów, spokojnie obserwowano by proces jej, związanej z głosowaniem w sprawie ubiegłotygodniowej rezolucji, autokompromitacji. Sądzę, że ci, którzy są polskim interesom niechętni już PO nie wspierają, koncentrują się teraz na marginalizowaniu naszego wpływu i autorytetu. Kampania oczerniania nas pod byle powodem jest tego najlepszym przykładem.
Sala obrad w Parlamencie Europejskim w Strasburgu /Radek Pietruszka /PAP

Sądzę, że "zagranica" straciła cierpliwość do PO, zakłada, że władzę PiS-owi będzie musiał odebrać kto inny i być może niekoniecznie po jednej kadencji. Dlatego właśnie, na wszelki wypadek, spektakularnie wykorzystano PO, by po raz kolejny dorobić nam gębę antysemitów, ksenofobów i rasistów. Działanie to nienowe i tradycyjnie nastawione na to, byśmy pozostali obciachem i nie mieli generalnie nic do gadania. Działania takie tradycyjnie nasilają się, kiedy zdajemy się mieć jakieś ambicje, ale doświadczenia ostatnich lat pokazują, że i w czasach "płynięcia z prądem" nie ustają.

Chciałbym zauważyć, że słowa o trosce Unii o obywateli Rzeczypospolitej, uciskanych rzekomo przez wredną władzę i równocześnie kampania niechęci wobec... obywateli Rzeczpospolitej, którzy okazują się zbieraniną rasistów, ksenofobów i antysemitów, nie dają się logicznie pogodzić. Nie da się utrzymywać, że z jednej strony większość Polaków to oświeceni demokraci, z drugiej nie mniejsza większość to ideologiczni troglodyci. No nie da się. A dokładnie taki przekaz można było po Święcie Niepodległości zaobserwować, jak prasa światowa długa i szeroka. Jeśli nawet, niezwykle naiwnie uważalibyśmy, że faktycznie Brukseli o obronę demokracji nad Wisłą chodzi, nie moglibyśmy zaakceptować kampanii szkalowania Polski. Gdybyśmy kiedykolwiek mieli ową silną pozycję, jak twierdzi Platforma, nawet teraz, po utracie przez nią władzy, nikt nie ośmieliłby się tak o nas mówić. Polska była szkalowana wtedy, teraz jest szkalowana jeszcze bardziej. Wypada to zauważyć i zastanowić się, co możemy - i co musimy - w tej sprawie zrobić.

Unikam odnoszenia się do takich czy innych programów telewizyjnych, ale tym razem muszę wspomnieć o jednym z nich. W "Śniadaniu mistrzów" w TVN 24 wystąpiła w minioną sobotę wyjątkowej klasy - nie waham się tego powiedzieć - grupa głupków, czworo korespondentów zagranicznych mediów, którzy w Polsce są długo, po polsku mówią dobrze, ale nie są w stanie o Polsce ani jednego prawdziwego słowa powiedzieć. Nasi goście z Niemiec, Czech, Holandii i USA zaprezentowali jeden wielki potok antypolskich stereotypów, którego kulminacją był wniosek, że wszyscy uczestnicy Marszu Niepodległości, przez sam faktu udziału w nim, podpisywali się pod jego "rasistowskimi hasłami". Bzdur było tam więcej, wskazywały dość czytelnie, że owi korespondenci kraju, w którym przyszło im pracować, nie cierpią. Nie cierpią też generalnie Polaków. Może poza tymi, którzy popierali poprzednią władzę.

Można o Marszu Niepodległości myśleć różne rzeczy, można go nie lubić, nawet bardzo, nie mam nic przeciwko temu, że prokuratura dokładnie przyjrzy się, kto co wywieszał i skandował. Jednak udział totalnej opozycji w nakręcaniu prawdziwej antypolskiej histerii w oparciu o parę durnych transparentów jest nadużyciem tak skandalicznym, że naprawdę trudno wyobrazić sobie, jak jeszcze mogliby się z tego wyplątać. To właśnie umożliwia wykonywaną na zimno kampanię zniesławiania nas pod każdą długością i szerokością geograficzną. I nie mówcie mi proszę, że rząd na coś pozwolił czy przymknął oko. Wszystko jedno, co by zrobił, mówiliby to samo. Gdyby na słowa o tysiącach nazistów na Marszu Niepodległości ktoś z europosłów PO Guyowi Verhofstadtowi przerwał i zażądał sprostowania, ocaliłby honor. Ale żaden nie przerwał, choć przecież doskonale wiedzą jak jest naprawdę. Czy nie widzicie państwo, że jeden z drugim Guyem mówiąc takie rzeczy w waszej - europosłów PO - obecności, potwierdza nie tylko, że nie szanuje Polski, ale nie szanuje i was? Dlatego myślę, że na was już tam nie liczą. Liczą na kogo innego. I co innego.

Trudno nie zgodzić się z opinią Jacka Saryusz-Wolskiego, wyrażoną zresztą w zupełnie innym programie TVN24, że kampania oczerniania Polski bezpośrednio zagraża naszemu bezpieczeństwu. Nie mam wątpliwości, że kampania ta, prowadzona zresztą od lat, ma za zadanie odebranie nam racji moralnych, które powinny przemawiać za tym byśmy w tym miejscu geograficznym i historycznym byli traktowani, jak należy. Polska może tu być bezpieczna tylko, gdy się pod każdym względem wzmocni, ale też przekona opinię światową, że jest kluczowym elementem europejskiego spokoju i pomyślności. Jedno z drugim bardzo mocno się wiąże. Mimo sporów o sądy, trybunały i Puszczę, dobrze byłoby zdawać sobie z tego sprawę. Bo tamci - jakkolwiek ich zdefiniujemy - doskonale to wiedzą...