Uuups. Lodowce Himalajów nie topnieją tak szybko, jak nam się wydawało. Nie ma dowodów na to, że powodzie i huragany stają się coraz bardziej intensywne w związku z globalnym ociepleniem. W bazie danych klimatologów zagubiły się gdzieś wskazania setek termometrów, ulokowanych głównie w chłodniejszych i wyżej położonych stacjach meteorologicznych... Coś niepokojącego dzieje się z raportem Międzyrządowego Panelu Klimatycznego ONZ. Jego wiarygodność zaczyna topnieć szybciej, niż owe lodowce Himalajów.

Może ktoś powiedzieć, że znęcanie się nad raportem w sprawie globalnego ocieplenia teraz, w czasie ataku arktycznej zimy, to pójście na łatwiznę. I jest w tym zapewne nieco racji. To jednak nie moja wina, że właśnie teraz, jak na zawołanie, pojawiają się coraz to nowe dowody na to, że Międzyrządowy Panel Klimatyczny nie przyłożył się do swojej pracy zbyt solidnie (albo przyłożył się solidnie, ale nie rzetelnie). Kiedy przed szczytem w Kopenhadze pojawiły się doniesienia o e-mailach naukowców z Uniwersytety Wschodniej Anglii, świadczacych o rzekomo nie dość etycznym postępowaniu niektórych rzeczników globalnego ocieplenia, odpierano je twierdzeniami o nieprzypadkowym pojawieniu się tych przecieków tuż przed szczytem, jakby "na zamówienie" klimatycznych sceptyków. Kolejne rewelacje trudniej jednak skwitować podobnym wzruszeniem ramion.

O sprawie lodowców wszyscy już słyszeli. Zajmijmy się więc kolejną. Dziennik "The Sunday Times" podważa zawarte w raporcie tezy, że ocielenie klimatu już przyczynia się do wzrostu częstotliwości i siły katastrofalnych zjawisk pogodowych, takich, jak huragany, czy powodzie. Okazuje się bowiem, że oryginalny artykuł, na którym oparto te twierdzenia, nie tylko nie został on do czasu ogłoszenia raportu opublikowany w prasie naukowej, ale nawet nie poddano go weryfikacji przez recenzentów. Ukazał się dopiero w następnym roku, ale wtedy już głosił, że dowody na związek ocieplenia klimatu i intensywności katastrof nie są wystarczające. Uwagi recenzentów co do zasadności umieszczenia tych twierdzeń w raporcie ONZ zostały zignorowane. Panel nie opublikował też sprostowania przed klimatycznym szczytem ONZ w Kopenhadze.

Idźmy dalej. Dwaj amerykańscy naukowcy publikują na stronie sceptycznego wobec teorii globalnego ocieplenia Science and Public Policy Institute artykuł, w którym pytają, co stało się z pomiarami dokonywanymi w setkach stacji meteorologicznych na całym świecie. Ich zdaniem National Oceanic and Atmospheric Administration ignoruje wskazania z setek stacji, pracujących się w chłodniejszych miejscach Ziemi. W latach 70-tych zbierano dane z około 600 stacji w samej Kanadzie, obecnie uwzględniane są dane z 35 z nich, w tym zaledwie jednej zlokalizowanej powyżej 65 stopnia szerokości geograficznej północnej. Oskarżenia posuwają się nawet dalej, wybrane do pomiarów stacje mają często znajdować się na niższych wysokościach, w pobliżu miast, lotnisk, czy wybrzeża, gdzie temperatura jest w naturalny sposób wyższa. Proszony o komentarz, James Hanson, szef NASA Goddard Institute for Space Studies w Nowym Jorku podkreśla, że nie doszło do żadnych manipulacji a agencja jest pewna, że wyniki pomiarów są prawdziwe, jednak pytania pozostają.

Autorzy raportu, którzy otrzymali wraz z Alem Gorem pokojową nagrodę Nobla, od ponad dwóch lat z niemałą arogancją odrzucają wszelkie przejawy krytyki, przyklejając sceptykom łatkę oszołomów. Najwyższy czas na to, by pracy "największych autorytetów klimatycznych na Ziemi" przyjrzeć się bliżej. I nie mam wątpliwość, że owo "przyglądanie się" trwa. I nie chodzi tylko o to, by teorię globalnego ocieplenia potwierdzić lub obalić (choć zapewne jej obalenie, byłoby w sumie dla nas ludzi dobrą wiadomością :)) Chodzi raczej o to, by w tej niezwykle ważnej i budzącej wielkie emocje sprawie zachować to, co w nauce jest najważniejsze, uczciwość i obiektywizm. Wykorzystywanie w tak poważnym raporcie niesprawdzonych doniesień, pogłosek, czy "czyjegoś wewnętrznego przekonania" to naukowy skandal. Nawet jeśli był tylko wynikiem niedbałości, nie powinien był się zdarzyć. Sprawy lodowców i huraganów nie muszą oczywiście przekreślać całego raportu. Pech chce, że dotyczą spraw sztandarowych, które w popularnych dyskusjach na ten temat przywoływano bardzo często. Wizje gór bez lodu, czy dramatycznych katastrof wywołanych globalnym ociepleniem, było ochoczo wykorzystywanym argumentem za obniżeniem emisji gazów cieplarnianych. Opinii publicznej należy się chyba teraz poważne wyjaśnienie. I to niezależnie od tego, czy i jak poszczególne kraje zamierzają z globalnym ociepleniem walczyć. To nie jest już tylko polityka, to także sprawa wiarygodności nauki. Nie warto narażać jej na szwank nawet w imię spraw, w które święcie się wierzy. Ta wiarygodność nauki może się ludzkości jeszcze bardzo przydać...

PS. Dla wszystkich, którzy są przekonani o tym, że w sprawie klimatu wszystko jest jasne i proste, parę przykładów informacji naukowych z ostatnich dni.

Naukowcy z University of California w Irvine obliczyli, że dla walki z globalnym ociepleniem najlepiej byłoby... zaorać wszystkie miejskie trawniki. Dlaczego? Bo choć trawa pochłania dwutlenek węgla, to jej pielęgnacja, podlewanie, strzyżenie i nawożenie prowadzi do emisji znacznie wiekszych ilości gazów cieplarnianych, w tym bardzo groźnego tlenku azotu.

Naukowcy z Uniwersytetu w Leeds odkryli właśnie, że dziura ozonowa, uważana kiedyś za największe ekologiczne zagrożenie Ziemi, przy okazji chroniła nas przed niektórymi skutkami emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Teraz, kiedy dziura ozonowa się zmniejsza, tempo ocieplenia klimatu na południowej półkuli może znacznie wzrosnąć.

Uuups.

CDN.