Scenariusz zagłady dinozaurów, który wymyśliła natura, mógł być inny, niż ten, który po milionach lat zrekonstruowali naukowcy. Najnowsze badania pokazują, że po upadku asteroidy 65 milionów lat temu Ziemia nie została spalona, co najwyżej, przypieczona.

Na pierwszy rzut oka nie wygląda na jakąś wielką różnicę, a jednak okazuje się, że mogło mieć kluczowe znaczenie. Wypalenie lasów na Ziemi, przewidywane przez dotychczasowe modele, doprowadziłoby do wyginięcia wraz z dinozaurami praktycznie wszystkich gatunków. Jeśli jednak bardzo wysoka temperatura panowała tylko przez kilka minut, wiele organizmów mogło się ukryć i przetrwać.

Do tej pory uważano, że około połowa wyrzuconej w atmosferę, rozżarzonej materii opadła na Ziemię w ciagu ośmiu godzin. W tym czasie temperatura na powierzchni wzosła do 260 stopni Celsjusza, co wystarczyło do podpalenia lasów. Problem w tym, że badania geologiczne nie pokazały takiej ilości popiołów, jaka musiałaby się wytworzyć. Nowe badania sugerują, że Ziemia rozgrzewała się przez chwilę, potem popioły znajdujące się niżej izolowały jej powierzchnię od żaru, pochodzącego od tych znajdujących się wyżej. W ten sposób, organizmy, które w jakimś ukryciu przeżyły pierwsze uderzenie gorąca, po kilku minutach mogły już odetchnąć z ulgą. Okazuje się, że nawet w tak niewłaściwym czasie, można było znaleźć sobie właściwe miejsce. I przetrwać.