"Kochanie, jak wyglądam? Świetnie. Nie poszerza mnie w biodrach? Absolutnie. Nie powinna być dłuższa? Jest całkiem dobra, możemy iść zapłacić? Nie, przymierzę jeszcze tamtą..." Ilu z nas ma za sobą takie dialogi? Ile razy przy drzwiach przymierzalni mamy nadzieję, że już za chwilę będzie po wszystkim, by przekonać się, że zakup sukienki jeszcze się przeciągnie. Okazuje się, że wszystkiemu winne są różnice w damskim i męskim podejściu do współpracy. Różnice, które pozornie utrudniają komunikację, ale ostatecznie mogą wychodzić nam na zdrowie.

Tajemnicę tych różnic odkrywa najnowsza publikacja naukowców z Uniwersytetu Arizony. Psycholodzy doskonale zdają sobie sprawę, że współpraca ma kluczowe znaczenie dla budowy udanego związku. Mężczyźni i kobiety podchodzą jednak do tej współpracy odmiennie, zaskakująco często odmienne też towarzyszą im przy takiej okazji emocje. Doktor Ashley Randall z John & Doris Norton School of Family and Consumer Sciences postanowiła bliżej się temu przyjrzeć. Badania prowadzone pod jej kierunkiem pokazały, że o ile w chwilach współpracy mężczyzna jest skłonny podążać emocjami za swą partnerką, kobieta... wręcz przeciwnie.

W najnowszym numerze czasopisma "Journal of Social and Personal Relationships" badacze tłumaczą, na czym ten efekt polega. Okazuje się, że mężczyzna, który chce współpracować ze swoją partnerką, pozostaje z nią w zgodnej fazie emocji. Inaczej mówiąc, kiedy jej poprawia się humor, to i jemu humor się poprawia, kiedy ona czuje się gorzej, to i on staje się markotny. Emocje kobiety w takiej samej chwili zmieniają się raczej w przeciwfazie. Jeśli jej mężczyzna staje się weselszy, ona smutnieje, kiedy on zwiesza nos na kwintę, ona wpada w lepszy nastrój.

Zaobserwowano to podczas eksperymentu, w którym uczestniczyły 44 pary. Najpierw filmowano rozmowę każdej z nich na temat stylu życia, diety i zdrowia. Potem proszono, by każde z nich obejrzało całą rozmowę raz jeszcze, zaznaczając w każdej chwilI towarzyszący temu stan emocji. Naukowcy przeanalizowali potem każdą rozmowę i towarzyszące jej oceny emocjonalne uczestników.

Kobietom przypisuje się zwykle większą wolę współpracy, podczas gdy mężczyźni w relacjach męsko damskich uchodzą za tych, którym bardziej zależy na unikaniu konfliktu. Być może właśnie to sprawia, że te reakcje emocjonalne są tak odmienne.

Wracając do przypadku rozmowy przed przebieralnią, badacze podejrzewają następujący mechanizm. Mężczyzna chce potwierdzić słuszność decyzji kobiety - pozytywnej lub negatywnej - i w ten sposób skrócić czas zakupów. Kobieta jednak uznaje jego skwapliwą akceptację za podejrzaną, dostrzega w tym ukryte motywy i dlatego... nie uznaje jej za rozstrzygający argument. Przedłużając zakupy próbuje odczytać rzeczywistą opinię partnera. Nie da się ukryć, że to zwiększa szanse, że ostateczna decyzja będzie słuszna. O ile w sprawie sukienki to nie ma wielkiego znaczenia, w życiowych sprawach o kluczowej wadze, może mieć dla związku poważne, pozytywne konsekwencje.

Badacze z Arizony sugerują, że kobieta w związku jest jakby emocjonalnym regulatorem, który nie pozwala popadać w skrajności. Dopiero jednak wymyślają eksperyment, który pozwoli zbadać, czy rzeczywiście taka postawa pomaga w utrzymaniu trwałości związku, na którym im zależy. Mnie osobiście to nawet pasuje. Ta codzienna szarpanina i zarzuty, że się nie rozumiemy, czemuś jednak muszą służyć. I mam wrażenie, że im bardziej kobiety i mężczyźni się od siebie różnią, tym w końcu jest im ze sobą lepiej. Żadna "różnorodność" i wezwania do "równości" tego nie przebiją.