1.       Wściekłość i wrzask na waszyngtońskich salonach władzy 

Wiele hałasu wywołał w Ameryce niejaki Michael Wolff, autor głośnej książki "Wściekłość i blask. Biały Dom Donalda Trumpa widziany od środka". (Moja licentia poetica. Oryginalny tytuł brzmi  "Fire and Fury: Inside the Trump White House".) Pisarz twierdzi, że dysponuje "dziesiątkami godzin" nagrań potwierdzających cytaty zawarte w publikacji. Chodzi o kontrowersyjne wypowiedzi przypisywane wysokim rangą współpracownikom prezydenta, w tym guru jego kampanii wyborczej, redaktorowi naczelnemu konserwatywno-narodowego amerykańskiego portalu Breitbart Stephenowi K. Bannonowi. Portal Axios donosi, że wśród źródeł, które nagrał Wolff, jest też była wiceszefowa sztabu Białego Domu, Katie Walsh.  Wkrótce po tekście Axiosa sekretarz prasowy Białego Domu Sarah Huckabee Sanders ogłosiła zakaz korzystania z telefonów osobistych w Białym Domu "zarówno dla gości, jak i personelu". Wolff ujawnił  w The Hollywood Reporter, że zbierał materiał do swojej książki jak pracowita pszczółka, osa ze ściany, mucha z muru przez 18 miesięcy. Tak sobie obrazowo (z błędem) tłumaczę idiomatyczne wyrażenie "as a fly on the wall", co tak  naprawdę znaczy "w sposób sekretny, konfidencjonalnie". Biały Dom przyznał, że Wolff otrzymał dostęp do budynku prawie 20 razy od inauguracji Trumpa. Zagłębiam się w lekturę wilczego notesu, obszernego artykułu, który tłumaczę sobie z internetu, zanim zdobędę samą książkę Pana Wilka.

2.       Jedno słowo Trumpa było jak "stań się" ... reporterem węszącym po Białym Domu 

"Mój rok we szaleńczym wnętrzu Białego Domu za Donalda Trumpa!" krzyczy tytuł dziennikarskiej spowiedzi Michaela Wolffa na łamach portalu The Hollywood Została ona napisana w oparciu o szeroki materiał, ponad 200 wywiadów z samym Trumpem i jego wysokimi urzędnikami przez półtora roku. Przed opublikowaniem 9 stycznia książki, którą Trump już atakuje, Wolff napisał artykuł o swoich doświadczeniach w Białym Domu na podstawie relacji zawartych w całym tomie "Fire and Fury".

"Wilk z Hollywood" przeprowadził wywiad z Donaldem Trumpem dla The Hollywood Reporter w czerwcu 2016 roku i wydawało się, że prezydent raczej polubił ten tekst-a przynajmniej go nie znielubił.  "Świetne zdjęcie ilustracyjne!" - takiego maila Wolff otrzymał od asystentki prasowej Trumpa. Hope Hicks wysłała mu wiadomość po publikacji wywiadu z fotomontażem prezentującym wojującego Trumpa w lustrzanych okularach przeciwsłonecznych. Po wyborach Wolff zaproponował prezydentowi, że pojawi się w Białym Domu incognito, aby popracować nad dziennikarską historią, którą mógłby potem opublikować. Trump na wstępie błędnie odczytał tę ofertę jako prośbę o pracę.  "Nie!" - odpowiedział Wolff. "Chciałbym tylko się rozejrzeć i napisać książkę." "Książkę?"- zapytał Trump, od razu tracąc zainteresowanie. "Słyszałem, że wielu ludzi chce pisać książki" - dodał, wyraźnie dając do zrozumienia, że dziwi się takim ambicjom. "Czy znasz Eda Kleina?" - wymienił  autora kilku zjadliwie anty-Hillary’ańskich tomów. "Świetny facet! Myślę, że powinien napisać książkę o mnie." Rzucił prezydent, ale zaraz skierował słowa do Wolffa. "Ale, oczywiście, ty też możesz."  

Ponieważ nowi urzędnicy Białego Domu często nie byli pewni, co prezydent ma na myśli, to lekko rzucone, niezobowiązujące zdanie stało się dla Wolffa rodzajem przepustki do prezydenckich sfer. Tak dla Wolffa zaczęło się zbieranie informacji co tydzień w waszyngtońskim hotelu Hay-Adams i umawianie spotkań z różnymi wysokimi rangą pracownikami, którzy umieścili personalia dziennikarza w swoim "systemie". Do rytuału weszły też spacery na drugą  stronę ulicy do samego Białego Domu, gdzie wszędobylski reporter dzień w dzień zapadał się w głębokich kanapach Zachodniego Skrzydła.

3.       Trump jest nagi.

Skrzydło Zachodnie jest skonfigurowane w taki sposób, że przedpokój jest ciągiem komunikacyjnym. Wszyscy tędy przechodzą.  Są to asystentki, młode, atrakcyjne kobiety w trumpowskich mundurkach - krótkich spódnicach i wysokich butach, oraz o długich i luźno opadających włosach. Jednak przewijają się także, w bliskości sytuacyjnej komedii, wszystkie nowe gwiazdy "serialu": Steve Bannon, Kellyanne Conway, Reince Priebus, Sean Spicer, Jared Kushner, Mike Pence, Gary Cohn, Michael Flynn i, po nagłym odejściu Flynna po niecałym miesiącu za podejrzane kontakty z Rosjanami, jego następca HR McMaster. Wszyscy jak najbardziej dostępni. Na wyciągnięcie ręki.  

Charakter tej komedii, jak się wkrótce okazało, był następujący -pisze Wolff- grupa ambitnych mężczyzn i kobiet osiągnęła szczyty władzy, wkraczając szturmem do  Białego Domu, ponieważ Donald Trump został prezydentem.  Ta bardzo serio sytuacja - pobytu w Skrzydle Zachodnim- w każdej chwili mogła jednak przerodzić się w farsę. Nowy prezydent zazwyczaj otacza się niewielką grupą wiernych, wtajemniczonych ludzi i lojalnych pracowników. Jednak niewiele osób z zespołu Trumpa znało go bardzo dobrze, bo większość jego doradców była z nim dopiero od jesieni 2016.  Nawet jego rodzina, teraz otaczająca go ścisłym kręgiem, wydawała się bezsilna. "Wiesz, nigdy nie widzieliśmy aż tak dużo, dopóki nie otrzymał nominacji" - przyznała Lara, żona Erika Trumpa, syna Donalda Trumpa z jego pierwszego małżeństwa z Ivaną. Jeśli znaczna grupa Amerykanów ciągle pozostawała nieufna wobec nowej prezydentury, członkowie trumpowskiego personelu, próbując zachować swoje pokerowe twarze, byli przynajmniej tak samo zdezorientowani i skonfundowani.

Gdy czytałem wyznania Michaela Wolffa o “wszystkich ludziach prezydenta" skupiałem uwagę na bohaterze “mojej bajki" - Stephenie K. Bannonie - postaci, której od samego początku prezydenckich aspiracji Trumpa, gorąco kibicuję. Według Wolffa, Steve Bannon próbował sugerować, że Trump był zwykłym frontmanem i że to on, mając plan, cel i intelekt, był mózgiem operacji. To on był "prezydentem Bannonem". To on starał się tchnąć w Trumpa wiarę w to, że jako kandydat na rezydenta Białego Domu ma w sobie magiczną moc, szczególny rodzaj "blasku jungowskiego". Trump, oczywiście nie czytał książek niemieckiego psychoanalityka, XX wiecznego gnostyka Carla Gustawa Junga, jednak - jak dowodzi Wolff - miał w jakiś sposób dostęp do zbiorowej nieświadomości ponad połowy Amerykanów. Miał także dar wymyślania archetypów- sloganów, haseł, idiomów- które stanowiły energetyczny rezerwuar jego kampanii prezydenckiej. Trump jest intuicyjny, ma to "coś", ma mentalne połączenie ze swoją wyborczą bazą.  Jednak w pewnym momencie doszło do demaskatorskiej sytuacji, przypominającej nieco scenę z baśni Hansa Christiana Andersena "Nowe szaty cesarza", gdy dziecko krzyczy: "Król jest nagi!". Długoletni doradca Trumpa, Sam Nunberg, wprawdzie zwolniony podczas kampanii, ale znający prezydenta lepiej niż ktokolwiek inny, ocenił byłego szefa krótko i dosadnie: "On jest po prostu pieprzonym głupolem."

4.       Javanka czyli rodzina na swoim

Jak dowodzi Wolff, częścią tej głupoty była niezdolność do radzenia sobie z własną rodziną.  W pewnym sensie nadawało to Trumpowi nawet ludzki wymiar. Nawet ON nie mógł niczego odmówić swoim dzieciom! "To trochę, troszkę skomplikowane ...". Tak prezydent tłumaczył Reince’owi Priebusowi, szefowi personelu Białego Domu, dlaczego musi dać swojej córce i zięciowi oficjalne posady. Jednak -zdaniem Wolffa - obsadzenie małżeńskiej pary w przywódczych rolach tylko powiększyło poziom brak doświadczenia w trumpowskiej ekipie. Wywołało to od samego początku frustrację, następnie niewiarę w cokolwiek, a potem zwykły gniew ze strony prawdziwych profesjonalistów.

Rzeczywistość w Białym Domu stawała się  coraz dziwniejsza. Byli Jared i Ivanka, Demokraci;  był Priebus, główny republikanin;  i był Bannon, którego uzasadnione roszczenie, że jest jedyną osobą reprezentująca autentyczny trumpizm tak rozwścieczyła Trumpa, że został on w sposób bezwzględny i pozbawiony złudzeń odsunięty na boczny tor. "Jaki wpływ ma na mnie Steve Bannon? Zerowy! Zerowy!"- grzmiał wściekły przywódca USA. Podczas lektury artykułu Wolffa, zastanawiałem się nad istotą władzy Trumpa. Czy jej istotą jest makiaweliczna moc, czy amatorski bezwład, rzymska, imperialna zasada "dziel i rządź", czy beznadziejne dryfowanie, poddawanie się prądom i wpływom?

Jak rozumieć taką konfigurację w prezydenckim otoczeniu, której istotą jest rywalizacja o przejęcie przywództwa. Każda ze stron reprezentowała wrogą postawę wobec drugiej. To była już wręcz wojna frakcyjna.  Jared i Ivanka byli przeciwko Priebusowi i Bannonowi, próbując odepchnąć obu mężczyzn.  Bannon był przeciwko Jaredowi, Ivance i Priebusowi, trenując w mroku ciemne sztuczki przeciwko całej trójce.  A Priebus próbował po prostu przetrwać kolejny dzień.  Panował nad tym wszystkim Trump, człowiek-zagadka, osobo-szyfr. Jak dogadać się z Trumpem, mężczyzną często ulegającym  dziecinnej frustracji, że nie może mieć tego, czego chce? Oto człowiek, który w szczególny sposób skupił się na własnych potrzebach, dążył do natychmiastowego zaspokojenia pragnienia, choćby to był hamburger, czy też ulubiony kanał telewizyjny. "Chcę wygrać, chcę wygrać. Gdzie jest moja wygrana?!" - ten okrzyk to cały Trump.

5.       Jola lojalna, jowialna Lola 

"On jest jak dziecko." - to refren wielu wypowiedzi członków jego kadry kierowniczej przy różnych okazjach. Prezydent codziennie odbywał telefoniczne rozmowy z przyjaciółmi-miliarderami, żaląc się  na panującą wokół siebie atmosferę nielojalności i niekompetencji.  Jego rozmówcy-krezusi dzielili się tą wiedzą z innymi bogaczami, tworząc niekończące się strumienie przecieków, z którymi prezydent przecież tak gwałtownie walczył. Jednym z tych częstych interlokutorów  był Rupert Murdoch, słynny baron medialny, libertariański właściciel prawicowego kanału Fox News, konkurenta CNN. Murdoch  przed wyborami zawsze wyrażał pogardę dla Trumpa. Teraz wprawdzie nieustannie szukał z nim kontaktu, ale w rozmowach ze swoimi kolegami, przyjaciółmi i rodziną kontynuował drwiące uwagi i  jawne kpiny pod adresem prezydenta USA. "Co za cholerny kretyn!" - rzucił po jednym z telefonów.

6.       Trump - psychokiller 

Zastanawiam się nad czystkami dokonywanymi przez Trumpa. Czy to wyraz właśnie jakiejś jego ułomności czy - przeciwnie- twardości charakteru i geniuszu bezwzględnego władcy? W odróżnieniu od totalitarnych tyranów XX wieku, demokratyczny prezydent USA nie morduje swoich ludzi. To nie Stalin czy Hitler, z którym często porównują go jego wrogowie. A przecież można mówić o masowej śmierci politycznej. Już pod koniec lata 2017, a więc pod koniec półrocza urzędowania (a gdzie tam jeszcze do końca kadencji!) prawie cały wysoki personel Białego Domu, oprócz rodziny Trumpa, został politycznie "zamordowany". Wypadli z obiegu:  Michael Flynn, Katie Walsh , Sean Spicer, Reince Priebus i Steve Bannon.  Tak samo musieli odejść w polityczne zaświaty Gary Cohn, Dina Powell i Rick Dearborn.  Wszyscy oni ponieśli polityczną "śmierć". "Wyleciał w kosmos" nawet najbardziej lojalny wobec Trumpa długoletni body guard Keith Schiller, z powodu, o którym szeptano tylko w kuluarach Zachodniego Skrzydła. Prezydent, pod wpływem chwili, wyznaczył Johna Kelly'ego, byłego generała korpusu piechoty morskiej i ministra bezpieczeństwa narodowego USA, nowym szefem kancelarii. Jednak jak donosi Wolff, stało się to bez uprzedniego poinformowania ... samego Kelly'ego o tym powołaniu.

7.       Córuś moja, cudza córuś

Jest jeszcze jedna ważna teraz postać. To Hope Hicks, 29-letnia asystentka i powierniczka Trumpa. Zdaniem Wolffa stała się ona, praktycznie rzecz biorąc, jego najpotężniejszym doradcą w Białym Domu.  (Gdy Melania była nieobecna, personel odnosił się do Ivanki jako do "prawdziwej żony", a do Hicks jako do "prawdziwej córki"). Główną funkcją Hicks było dotarcie do ego Trumpa, uspokajanie go, chronienie, a kiedy trzeba, buntowanie. To Hicks, która uważnie śledziła  wpadki i upadki prezydenta, nakłoniła go, aby zrezygnował z wywiadu, który miał otworzyć sezon jesienny w "60 Minutes", amerykańskim programie publicystycznym w sieci telewizyjnej CBS poświęconym najświeższym wydarzeniom. Zamiast tego Trump odbył rozmowę z Seanem Hannity z Fox News, który, jak donoszą wtajemniczeni z Białego Domu, wcześniej zapoznał go z pytaniami.

8.       Wolff swoje, ja swoje, na swoim

Wyprzedzam fakty, pisząc w moim gonzo-gnozo, żarliwym kolażowym zaangażowanym reportażu z najważniejszych bieżących wydarzeń, o mającej się ukazać 9 stycznia książce Michaela Wolffa, książce mocno krytycznej wobec Donalda Trumpa. Mimo to, jakkolwiek wyglądają wewnętrzne relacje w Białym Domu, nadal upieram się, że 45. prezydent USA to najlepszy wybór dla Polski, mojego kraju.